Niedziela, pierwszego.
W radio rocznica, dzwony i przemówienia. Na jednego zabitego żołnierza w Powstaniu cywili zabitych dziesięciu. Wiadomo, akcja zbrojna na gęsto zaludnionym obszarze. Rezultat ewentualnego zwycięstwa powstania pozostawał niejasny chyba nawet dla samego towarzysza Stalina. W przypadku natomiast nieuchronnej klęski los Warszawy widać było jak na dłoni z ławeczki Ogrodu Krasińskich. Leżące tuż za płotem hałdy getta nie pozostawiały żadnych wątpliwości.
Następna niedziela.
Tallin, Estonia. Trochę zmarnowane stare miasto, widać idee liberalne sentymentom nie sprzyjają. Wystawa Rubensa z kolegamii w pałacu Kadriorg. Obraz urzędników skarbowych Matsysa nie pozwala długo odejść. Gdyby założyć im wytarte marynarki i koszule z lamówką wokół dziurki do ostatniego guzika to wyglądaliby zupełnie jak współczesne mordy z polskiej telewizji, bo to co ważne to ich oczy, zaciśnięte usta, spryt, pogarda i chciwość.
Piękna miniatura Brueghela młodszego, krajobraz w błękicie. Takiego światła i koloru nie wyda z siebie nawet najdoskonalszy aparat. Na drugim piętrze wystawa rosyjskiej klasyki. Tej do rewolucji. Dużo, bogato i z rozmachem.
Dobra rozmowa z taksówkarzem po rosyjsku. Kilka słów zaledwie, refleksji ogólnych wypowiedzianych tym charakterystycznym, ściszonym tonem, w którym jest zarówno pokora wobec losu, współczucie, zrozumienie, wrażliwość i wielka osobista kultura. Chyba tylko rosyjski daje okazje do takich nagłych ,,przeżyć w przejściu”.
Poniedziałek.
Rosyjska granica w Narvi. Miasto z rzeką na pół. Rybacy stojący po pas w granicznym nurcie. Kolacja tuż przed bramą (dosłownie) do Rosji. Następna jest do Chin. Kelnerka bez mrugnięcia przyjmuje zamówienie na podwójną wódkę i śledzia.
Na warszawskim lotnisku kupiłem książkę Martela ,,Sodoma” o wesołym życiu Watykanu. Jest to trzecia książka jaką tam kupiłem w ciągu całego mojego życia. Pierwszą był ,,Papież Hitlera” Cornwella wiele lat temu. Widać taki Okęcia los, żeby mnie na ścieżki złe naprowadza. Druga kupiona tam pozycja też jest na swój sposób ciekawa. Rzecz o prokuratorze SS tępiącym nadużycia w obozach. Miał nawet chrapkę na Schindlera, ale przegrał z Abwehrą, która jak każdy porządny wywiad wybroniła swojego człowieka.
Środa.
Akcja odsyłania płyt Kukiza. Musiałbym kupić najpierw jakąś a nie zamierzam. W miarę dobrze pamiętam go z AYA RL i Girl guide Machulskiego. Wszystko inne z nim związane trąciło tandetą. Przypadek podręcznikowy nałogowego uzależnienia od jupitera bez względu na aktualną, zawsze gorszą od poprzedniej, rolę.
Małe estońskie miasto nad morzem.
Piątek. Ryga.
Młodzi nie protestują przeciwko lex TVN. Świat jest nudny, jeśli młodzież ramię w ramię idzie z rodzicami.
Kolacja u Wujaszka Wani. Stół z wódką, kawiorem i czarnym chlebem, a na półce obok wiersze Jesienina w oryginale. Kelner postawny i w dobrym humorze. Profesjonalista jak z Hrabala. Na pytanie o ładowarkę odpowiada: ,, U mienja jest wsio!” Podejmuję cytat ze Shnura: ,, …a u njego jest wsio..Połnyje karmany marihuany..”. Kelner wybucha śmiechem. Zna piosenkę.
Sobota.
,,Sodoma” Martela, to reportaż z końcu katolicyzmu jaki znaliśmy. Homofobia większości hierarchów idzie w parze z ich homoseksualizmem. Często ci najsrożsi pasterze są jednocześnie stałymi klientami męskich prostytutek spod dworca Termini. Masa faktów, świadków także tych z imienia i nazwiska. Bez taniej sensacji. W tle pieniądze, bardzo dużo pieniędzy. Jeśliby przeprowadzić paralelę między Franciszkiem a Gorbaczowem, to w przeciwieństwie do Związku Rad katolicyzm musi runąć z hukiem przy najmniejszej nawet próbie reform. A i tak runie, więc sytuacja cokolwiek patowa. I nie ma czego żałować.
Malicki gra dzisiaj między innymi utwory zainspirowane muzyką huculską. Bardzo zachwala rozgłośnie rumuńskie za wyjątkowość prezentowanej muzyki. Trzeba by sprawdzić.
Czasy Caucescu i nocna biesiada z ludźmi opery w Timisoarze. O 4 rano oświadczyliśmy, że musimy iść na poranny pociąg do Belgradu. Wszystkim tym inteligentnym, wrażliwym ludziom odebrało głos. Leżący niedaleko Belgrad, dzięki którego telewizji oglądali Dekalog Kieślowskiego czy Crime Story był dla nich tak niedostępny jak dla nas dzisiaj Mars. Gdybyśmy wtedy oświadczyli, że lecimy w kosmos reakcja byłaby absolutnie taka sama. Na ulicach Timisoary można było kupić przemycane jugosłowiańskie papierosy, marki bodajże Weekend, Vegetę i słodycze-kolorowe potwierdzenie lepszego życia tuż, tuż.
Niedziela, 15 sierpnia.
Kończą się książki. Niektóre niebezpiecznie szybko, po dwieście stron na dzień.
Wtorek, osiemnastego.
Profesor Bauman zakochał się i to po uszy i to ze wzajemnością w dziewiątej dekadzie swojego życia a w ósmej ukochanej. Traktował uczucie jako dar od losu, dar jednak nad którym trzeba cały czas pracować.
Piątek, dwudziestego.
A. odpisała dziennikiem na dziennik:
,,… wiele lat temu poznałam żonę E.P. Thompsona ( o nim piszesz, prawda?), a nawet kilkakrotnie przebywałam w domu jego nieślubnej synowej, autorki książki o Aleksandrze Kołłątaj, kobiety w rządzie Lenina?
Żona Thompsona nazywała się Dora i była seniorką ruchu kobiecego w European Nuclear Disarmamnet…Nie wiem czy określiłabym Davida i Edwarda Milliband lewicą, ale szkoda, że za Eda Millibanda Labour party podupadła. David byłby bardziej efektowny. Ed wydaje się być szczerym i prostolinijnym człowiekiem, może dlatego nie nadającym się do drapieżnej i cynicznej sceny politycznej”
Biografia Gomułki Lipińskiego tak wciągająca, że musiałem poddać ,,Albinosa” o sowieckiej wojnie w Afganistanie, który straszy trochę przedmową Sikorskiego, buńczuczną cokolwiek w twierdzeniu, że autor stał po drugiej stronie lufy. Chyba bardziej jednak obiektywu.
Pamięć bywa powodem irytacji, stąd nie warto za bardzo dbać o jej kondycję. Po dwudziestu latach niebytu w Polsce czuję się jak stary De Niro w ,, Dawno temu w Ameryce”.
W uszach mi dudni Mc Cartney z Yesterday, kiedy widzę ..
No właśnie. Senator M.Kamiński, zafrasowany, zawsze modnie ubrany., szczupły…Yesterday… Lotnisko w Warszawie. Pulchny i rumiany leci z ryngrafem do aresztowanego w Londynie Pinocheta. Odgraża się lewakom…
Wałęsa przeklinający Kaczyńskiego… Yesterday… Kaczyński ogłaszający tzw.przyspieszenie i kandydaturę Wałęsy na prezydenta. Poniżanie i wykluczanie dotychczasowych bohaterów, autorytetów. Wszystko już można!…
Radosław Sikorski opozycjonista celny i stanowczy, oksfordczyk…Yesterday… Wiceminister wojska w rządzie Olszewskiego, płaczący na pożegnanie z pracą…
Roman Giertych. Wiadomo. Yesterday obersturmminister edukacji w rządzie Kaczora a jeszcze before yesterday na czele pochodu łysych orangutanów ze sztywną prawicą w środku łokcia.
Kurskiego pamiętam z krajówki NZS w 1988. Przyszedł na U.W z Semką. Chłopcy głośno chwalili się kontaktami, nazwiska padały jak z telewizora. Już wtedy Kurski sprawiał wrażenie ,,niedojebanego”, głodnego reflektora i widowni.
Poszliśmy potem pod warszawski ratusz. Demonstracja była nielegalna. Otoczyło nas ZOMO. Obyło się jednak bez bicia. Zwinęli do radiowozu dziwnego typa spośród nas, który chyba wbrew znudzeniu psiarni i braku tak zwanych obiektywnych warunków rewolucyjnych za wszelką cenę chciał zaistnieć. Udało mu się. Znudzony esbek zaprosił go do środka. Zapytałem kogoś o nazwisko blondyna. Był to niejaki Papierz, do niedawna główny pisowski kadrowy MSZ, ksywa Rasputin, który w czasie oficjalnej wizyty w japońskiej świątyni dokonał symbolicznej ablucji własnego narządu płciowego. Yesterday…
Niedziela, 22 sierpnia.
Noc zarwana przez ,,dwóch zbójów”. Pierwszy to Gomułka, który pochłonął mnie na pół nocy. Lipiński sięga tam, gdzie archiwum nie sięga. Czekam na następną jego książkę. Może o Gierku? Chruszczow przekonał się do Gomułki dopiero, kiedy ten w napadzie szału zapomniał o rosyjskim i z pianą na ustach przeszedł na polski. Nikita lubił ludzi z charakterem. Tanki zatrzymały się pod Warszawą. Pewnie i tak by tam nie wjechały, bo towarzysz Mao Zedong wziął nas w obronę i Kreml nie chciał ryzykować rozłamu w obozie postępu.
Miłość fundamentalna. Koncept mojego autorstwa. Miłość fundamentalna, to miłość trwająca, miłość zmieniająca, miłość oddziałująca, somatyczna – zmieniająca ciało i wszystko co wokół. To miłość, która staje się nieczęsto a dla niektórych niestety wcale. Jeśliby pisać jeszcze poważniej, to życie bez niej mocno traci na swym sensie. Dar losu wymagający pielęgnacji, która jednak nie jest jakimś przesadnie wyczerpującym wysiłkiem. A właściwie wręcz przeciwnie.
Drugi ,,zbój nocny” to Zigmas Stankus i jego wojenne wspomnienia z sowieckiego Afganistanu. Szkoda wielka, że autor nie dożył ostatniego tygodnia. Kiedyś w rozmowie z pewną panią z BBC konkludując dostrzegłem regułę w globalnej migracji:
Afgańczycy jadą na Ukrainę, Ukraińcy do Polski, Polacy do U.K, Brytyjczycy do Stanów a Amerykanie do Afganistanu. Tak się zaklina koło .
Wtorek, 24 sierpnia.
Polskie lato wysmagane i zlane. Całe w błocie. Wczoraj na drodze pielgrzymki, chyba do Piekar. Biskup na skrzyżowaniu znakiem krzyża pozdrawiał wiernych w celofanie. Tej religijności nie rozłoży żaden skandal ani pierestrojka. Szczelnie owinięta, nie tylko wodo, ale i ognioodporna, potrzebna ludziom jako lek na strach i z porządkiem sens.
Zigmas Stankus do łez mnie wzruszył i rozbawił. Niemożliwe do napisania z kontyngentu amerykańskiego w Afganistanie. Wspomina daremne próby zdobycia Pandższiru, którego jak pisze obroną dowodzi przywódca niezwykły, którego szanują wszyscy. Niewymieniony z nazwiska Szach Masud z powodzeniem bronił doliny od sowietów a potem talibów przez dwadzieścia następnych lat. Zabił go Bin Laden, dwa dni przed WTC. Pewnie był to warunek talibów, wiedzieli, że zamach skończy się inwazją i chcieli zawczasu pozbyć się wroga z wewnątrz. Teraz po następnych dwudziestu latach syn Szacha Masuda znowu zatrzymał talibów. Podobny do ojca, szlachetna twarz, mądre oczy i nadzwyczaj delikatne jak na zawodowego wojownika rysy.
Środa, 25 sierpnia.
,,Zaciąłem się” na dziennikach Pilcha. Nie wciągają. Trzeba zrobić przerwę.
Interpretacja walki ze słabościami wszelkiego rodzaju jako sposobu na zabicie pozostałego nam jeszcze czasu oraz co ważniejsze świadomości końca powoduje, że pokusy zaczynają znikać jedna po drugiej tracąc na swym wdzięku i powabie. Upadek staje się zaledwie potknięciem, potknięcie formą kroku a chód zaś w ogóle niepotrzebny.
Do ludzkich słabości podstawowych, elementarnych prócz tych wymienionych w instrukcjach religijnych wszystkich konfesji zaliczam także przesadne brandzlowanie się autora przed publiką w przekonaniu, że nawet dziurawy but może być arcydziełem pod warunkiem, że to jego autora właśnie jest but.
Polskie reklamy radiowe są nieznośne. Ktoś chyba na początku transformacji wykoncypował, że do Polaków trzeba głośno i jak do idiotów a potem już samo poszło. Nigdzie na świecie takich nie słyszałem.
Sobota na koniec lata we Wrocławiu.
Nieoczekiwany koncert Kultu na dzień dobry. Krótka kawa z P.W. Że Kazimierz jest artystą Wielkim, to wszyscy wiedzą. Jednak fenomen Kultu w czym innym jest niedościgły dla konkurencyjnych sztuk pięknych. To moralność ludzi tworzących Kult. Moralność wysokiej próby, myślę, że często wbrew interesom własnym. No ale na tym to polega. Moralność punkowa, wrodzona. Jak Jacka albo Dezertera.