14 września, czwartek
W moim małym belgijskim miasteczku cośrodowy targ pod kościołem przeistoczył się cudownie w lunapark. Słońce świeci z przerwą tylko na nocną zmianę a upał taki, że poddasza ledwo dyszą. Dziwy niewidziane. Wszyscy wszystkim mili. W dzień targowy kelnerka inkasuje należność z góry, bo wiadomo, dużo przyjezdnych. Wszędzie promocje świeżych pomidorów, sądząc po zapachu gałązek prawdziwych a nie szklarniowych. Za kilogram jeden euro. Nie wiem, czy to dużo czy mało, ale na pewno miło, bo bardzo lubię pomidory i cieszę się, że ktoś się nimi w końcu tutaj na poważnie zajął. Mój dziadek Olek zawijał zielone pomidory z przydomowego ogródka w gazetę i chował je do szafy, która potem pachniała całą zimę i dzięki której potrafię z zamkniętymi oczami odróżnić pomidor dobry od pomidora niczym inteligencja sztucznego. Olek, od kiedy zacząłem mówić byłem z nim po imieniu, zawijał pomidory w Kurier Polski, innych dzienników u niego nie pamiętam. Jego ogród otaczał płot z wysokich szarych desek, taki sam jaki wczoraj minęliśmy z Julkiem na spacerze. Ostródzki dom dziadka był z czerwonej cegły jak większość starych budynków tutaj. Z jego okien widać było przedwojenną wieżę ciśnień, dokładnie taką przy jakiej skręcamy teraz z Julkiem wracając do domu ze spaceru w małym belgijskim miasteczku, gdzie od dzisiaj jest lunapark a które równie dobrze mogłoby być Ostródą i nawzajem. Dobre pomidory pachną przecież wszędzie tak samo.
A dzień przedtem:
13 września, środa
Urodziny u rodziny. Ktoś bardzo mi bliski spytał się, ile mam lat. Odpowiedziałem jak stary Chińczyk ze sklepu na rogu Sukhumvit Soi 4 w Bangkoku, kiedy spytałem go jak długo tam pracuje: kalkulatorem. On miał daty buddyjskie do obliczenia ja dwa różne tysiąclecia i żadnych okrąglutkich liczb, za które można by się złapać 2023-1967=56
A jeszcze przedtem:
Mój komputer wytknął mi właśnie, że kilka dni temu napisałem słowo ,,sposób” w sposób, w który słowa ,,sposób” nie sposób pisać, czyli spos U b. Byk nie w moim stylu. Biernik z ,,ta”, to taa.. Ale toto!? Kiedy już minęła fala gorąca i pohańbienia zacząłem analizować klawiaturę. Między U a O, z którego option czyni Ó, jest tylko kreska I. Tak sobie tłumaczę tego ortografa, ale kto wie? Może jak z odręcznym pisaniem także z ortografią wracamy do pierwszej klasy i ławki z kałamarzem? Obsłużeni przez softwery, korektory, dyktafony, audiofony oraz kilka memów cofamy się miast rozwijać.
Postanowienie nowojesienne: Nigdy więcej nie kupować komputera z hiszpańską klawiaturą. Minął rok z hakiem a ja dalej nie pamiętam, gdzie wykrzyknik a gdzie plus. Czyżbym za mało krzyczał i za mało dodawał?
Siączy z nieba. Wiadomo co. Wiadomo gdzie.
Na stole Dzienniki Kafki oraz Bach. Pierwszy tak wymagający, że ledwie mnie starcza na dwie strony. Drugi zrobił się muzykologiczny a nie biograficzny. Szkoda. Newman kończy się plącząc w propozycjach federacji polsko czechosłowacko austriackiej na wigilię 1946 roku! To się nazywa wyczucie. Na marne bystre obserwacje. I jeszcze ta nadzieja, że Sowietia stanie się częścią świata cywilizowanego. Jak Stalinowi przynosili takie źródła i wnioski na stół, to się nieźle musiał obśmiać.
Poniedziałek, czwartego
Wszystkie szlachetne cele aliantów w Drugiej Wojnie dorabiane były naprędce, często byle jak i bez sensu. Wyzwolenie Polski, adoracja Stalina (po Katyniu) , wojna o światowy pokój… Stąd chyba teraz ciągle ci naziści marsjańscy w historii, bo jakby pogrzebać trochę to wszystko brzydszym by się stało. Wojna to wojna- wasza śmierć a nasze łupy! Nic od Tukidydesa w tej materii się nie zmieniło:
,, Nie mówcie o bogach, bo i my w nich wierzymy – odpowiadają Ateńczycy; nie mówcie o ludzkości, bo i my ją szanujemy, a także nie żywimy wobec was cienia nienawiści….Nie my wymyśliliśmy to prawo, było ono już przed nami, ale podlegamy mu wszyscy: w stosunkach między społeczeństwami jest tylko jedna siła, a jest nią siła. Po czym Melijczycy zostali straceni”
Zagłada nie była nawet marginalnym powodem wojny. Wiedzieli o niej wszyscy możni świata tego i nic. Żadnej reakcji. Samobójstwo Szmula Zygielbojma w Londynie, spotkanie Karskiego z Rooseveltem, tak plastycznie przez Kuriera opisane: są ważniejsze cele, musimy wygrać tę wojnę itd. Wyzwolenie Buchenwaldu wpadło aliantom ,,prosta darom”, widowiskowe stosy trupów, spychacze i jeszcze złapani esesmani, było co filmować i pokazywać w Norymberdze, czym wstrząsać i przerażać. Ruin Drezna, które ,,wyprzedziło” atomową Hiroszimę w liczbie ofiar nikt nie pokazywał, gdyż tak im się przecież należało. Szczęściem jeniec wojenny K. Vonnegut znalazł schowek w rzeźni, bo inaczej byłaby to kolejna bajka o skrzywdzonych Niemcach. W następnej wojnie lodówka z bunkrem już nie pomogą, a wspomnienia napisze algorytm. I sam je przeczyta. Podły dziś humor mam. Telewizja to nie wszystko, trzeba przestać klikać wiadomości. Raz w tygodniu starczy.
Piątek, 8 września
Ostródzki poranek, bez jednej nawet chmury. Uśmiech i zdziwienie na większości twarzy, bo cały tydzień taki niespotykany. W Ostródzie wysypiam się zawsze smacznie. Może to genius loci? Początek podróży, gdzie zawsze dobrze wracać?
Stało się. W wagonach WARS-u nie można korzystać z laptopów:
-Panie zakaz jest i ja nie mogę, bo jak pozwolę to wszyscy otworzą…
Restauracja pusta na cały wagon, prócz mnie tylko śpiący nad piwem pasażer kilka stolików dalej…Książka jest wielkości laptopa, duży telefon może dorównać wymiarami małemu co nieco z klawiaturą nie mówiąc już o gazecie. Za chwilę okazuje się, że mój zamówiony schabowy też jest wielkości laptopa (licząc z talerzem). Zacząłem odruchowo ,,laptopować” otoczenie bezsilny złością pozbawionego ulubionej zabawki dziecka.
A co z pieprzeniem na cały wagon o Maryni i jej czterech literach, tak że skupić myśli nie można? I to przy jednej kawie z Iławy Głównej do Warszawy Centralnej! Tak, tak panią mam na myśli…
Gdzie mogę podróżuje pociągiem. Doczekałem się w końcu porządnych pociągów w ojczyźnie. I było miło, aż się zesrało. Podejrzenia miałem od początku, że długo to tak ładnie nie pojedzie. Ten ,,dowodzik osobisty” do biletu obowiązkowy albo piwo, którego w TAMTYM fotelu pić już nie można, ale siedzenie bliżej jak najbardziej, wszystko to było dowodem, że ktoś o nas pasażerach intensywnie myśli i czynność ta jest jedynym dowodem oraz powodem jego istnienia. Ciekawe jak wyglądało zebranie w tej sprawie, jakie argumenty podnosili kolejowi oficjele. Czy był jakiś wewnętrzny konflikt z ,,tymi od gastronomii”, zakulisowe podchody, zgniłe kompromisy ( linia radykalna postulowała może zakaz wchodzenia do wagonu z telefonami – albo głową, bo bez niej też nie można korzystać z urządzeń ale i jeść ciężko więc pomysł upadł) Potem musieli przyjąć zarys budżetu na akcję propagandową, na te nie rzucające się w oczy nalepki z okien, które wczoraj powiadomiły mnie, że nie napiszę już nic o WARSIE w WARSIE. Strach pomyśleć co teraz knują. Co by tu jeszcze panowie? Co by tu jeszcze?
Niedziela, 10 września
Długa droga przez bezdroża. Niemcy i Holendrzy narobili psikusów, czyli pozamykali główne drogi z wyjaśnieniem objazdów tylko dla tubylców. GPS zgłupiał a ja się wkurwiłem. Tysiąc dwieście kilometrów w piętnaście godzin. Pamiętam lepsze osiągi. Za to spałem potem godzin jedenaście bitych.
Przypomniała mi się narada czołowych organizacji humanitarnych w 2013 roku pod patronatem ONZ w zniszczonej tajfunem Jolanda filipińskiej mieścinie do siebie już wtedy całkiem nie podobnej, a której nazwy nie mogę teraz w dzienniku znaleźć. W powietrzu śmierdziało trupem dosłownie i w przenośni. Na sali kilku filipińskich oficjeli, raczej cichych i bezradnych oraz silna grupa pod wezwaniem, czyli światowy crème de la crème kochających bliźniego. Wszyscy zatroskani, pełni dobrych chęci, celnych uwag oraz jet laga. Plany śmiałe, rewolucyjne: w każdym domu ubikacja- tylko skąd wodociąg do niej a w ogóle co to ma wspólnego z tajfunem?! Niby, że za muszlę ciężką złapać się można? Szacunek do zwierząt i przyrody…Niepotrzebne dopisać.
Nagle na scenę wkroczył Belg, humanitarny działacz amator i przedstawił wszystkim kilkunastoletnią dziewczynkę, która od urodzenia miała zrośnięty rectus i wydalała w stomię. Belg wykonał swoją robotę: sprawdził wszystko z lekarzami, operacja za jedyne 2500 USD i to nie w Genewie a w pobliskim Cebu. Zapadła krępująca cisza. Tak to jest jak się niezrzeszeni za robotę biorą. Duża część z obecnych przyleciała biznes klasą w cenie operacji. Średnia pensja pracownika humanitarnego wynosiła wtedy około 5 000 USD plus koszty wszelkie. Belg powtórzył, że to TYLKO dwa i pół tysiączka. Na nic.
Kiedy potem rozmawiałem z kilkoma przedstawicielami lotniczych brygad samarytańskich, to w odpowiedzi usłyszałem, że są tutaj, żeby pomóc ogólnie a nie szczególnie, czyli znaleźć rozwiązania systemowe a nie konkretne. I takie tam saskie pierdoły. Jeden natomiast zdobył się na szczerość i potwierdził moje podejrzenia: są wielką korporacją, która świadczy usługę bycia dobrym innym korporacjom. Wydarzenia muszą być hot medialne, żeby dostać budżet i szybko, bardzo szybko go wydać. A że potem wzdłuż drogi stoją bez sensu muszle białe co to nigdy kibla ani gołej dupy nie widziały, to nikogo już nie obchodzi.
Patryk Belg znalazł w końcu pieniądze na operację dziewczynki.
Bardzo fajnie pracują Japończycy i Tajwańczycy, ale oni z reguły przylatują ratować życie. Chłopaki z Islamic Relief z Birmingham też wielki szacun: skromni i zaangażowani. Więcej ,,niegrzechów” nie pamiętam, za co bardzo żałuję. Byłem zaangażowany tylko w tę akcję i Syrię , także ogląd mój selektywny ale symptomatyczny, potwierdzon wszak z wieloma kontaktami z branży.
Poniedziałek, 11 września
Upały od kilku dni wszędzie i zupełnie nie na miejscu, bo przecież szkoła w najlepsze już. Czytam najnowszą biografię Szymborskiej. Pięknie jak i sama bohaterka napisana. ,,Przekładam” dziennikami Kafki, z którym jednak nie chciałbym dzielić stolika w wagonie restauracyjnym WARS. Z Panią Wisławą jak najbardziej tak. Arcyciekawe fragmenty o miłościach Poetki. Niecierpliwie czekam na okres stalinowski i jej wstąpienie do partii. Już wiem, że się dowiem, znienawidzę, pogardzę, wyprę i zaprę. Żartowałem. Przeczytałem niedawno, że Tata Kazika ponoć coś tam bezpiece podpisał. Moja reakcja była w sposób naturalny obojętna. Gdybym zamiast tego dowiedział się na przykład jakiego rodzaju wody kolońskiej używał Poeta albo jaki alkohol najbardziej mu smakował i kiedy, to wprawiłoby mnie to jak nic w stan zamyślenia oraz refleksji. Ale kwity z SB? Równie dobrze mogłaby to być instrukcja obsługi pralki Frania albo skasowany bilet na film Krzyżacy. Kto nie przeżył wojny, okupacji i tego co potem niech zamknie paszczę, no chyba że ma wyobraźnię oraz talent, wtedy niech do mnie zadzwoni. Jest o czym pogadać.
Poniedziałkowy wieczór z wtorkowym nadraniem
Zmęczył mnie Kafka swoimi snami. Nie żebym zazdrościł, tylko rozumiem. Dlatego.
Na ratunek Szymborska. Jest w tym paradoks. Częstokroć ci co przeżyli najgorsze pogodniejszymi byli od tych co tylko (aż) przeczuwali najgorsze. Pewnie ma to jakieś wytłumaczenie w psychologii czy u antymistrza small talks Dr.Freuda.
Marek Edelman , Raul Hilberg,: moje pierwsze skojarzenia to energetyczny dobrostan, którym emanowali wszem, wobec oraz wbrew. A taki Witkacy nawet jednego dnia nie zaczekał. Weszli sowieci , no to kulą w łeb. Bruno Schulz pewno chciał zaczekać i getto i wojnę i życie. Gdzieś doczytałem, że pisywał z Tomaszem Mannem. Sprawdzam we wnyku. Nie, to fikcja. Ale za to dowiaduję się, że Sklepy cynamonowe powstały w listach do przyjaciółki Debory Vogel. Więc nie zeszyt, lampka, temperówka, ołówek tylko kartka, koperta, znaczek i poczta. Geniusz polszczyzny Brunonowych Sklepów podobny jest geniuszowi serbszczyzny Mostu na Drinie Ivo Andrića, podobnie jak Pani Wisława studenta Jagiellonki, który pisał z miłością do wszystkiego co wokół w najgorszym czasie niemiecko- chorwacko-węgierskich bestialstw tuż za rogatkami Belgradu. Inny serbski pisarz Danilo Kiś był za mały, żeby osobiście przeżyć, ale już wystarczająco duży, żeby przeżyć to co usłyszał i podsłuchał. Jego ojciec uniknął śmierci w nowosadzkiej masakrze Żydów i Serbów przez zapchany trupami przerębel. Węgierski oficer rozkazał przerwać zabijanie. Dunaj nie chciał więcej ciał. Bruno Schulza podobno zastrzelił na ulicy zazdrosny o jego malarskie usługi gestapowiec. Siostry Franza Kafki zostały deportowane do Łodzi. Zaszczute i zagłodzone łódzkie getto szczerze współczuło przybyszom z Pragi, tacy byli niepraktyczni. Kulturalni, do niedawna jeszcze zamożni mieszczanie sprzedawali wszystko za bezcen już na kolejowej rampie. Wielu z nich wkrótce umarło z głodu i chłodu na łódzkim bruku nie doczekawszy zaproszenia do ciężarówki z gazem w Kulmhof nad Nerem. O czym ja tu pisałem? Aha, że zmęczył mnie Kafka swoim snami. Nie żebym zazdrościł, tylko rozumiem. Dlatego.
Internetowy hejt traci efekt jak gówno smród wskutek częstego obrzucania. Tak mi się wydaje. Sformatował się, nie zaskakuje. Pamiętam pierwszego w swoim życiu nienawistnika online. Nazywał się Czarny Stevens i atakował Forum Kultu w 1999 roku. Wtedy wkurwiał teraz pewno by śmieszył, taki był nieporadny. Bardziej niepokoją zmasowane i dobrze przygotowane kampanie mające na celu zniszczenie lub promocję kogoś. Tanio teraz to wychodzi. Sztuczna inteligencja sztucznym inteligencjom wyśpiewa wszystko, co tylko zechcą. Jak Cwingier w Misiu.
Sobota, wcześniak
Fragment wywiadu z córką Milośevića: ,, Gdzie Twoim zdaniem ojciec popełnił błąd?
„Przede wszystkim zostając prezydentem tego kraju. Bycie prezydentem Serbii to praca z piekła rodem. Jaki procent ludzi, którzy w pewnym momencie przewodzili Serbii, dożył starości lub zmarł z przyczyn naturalnych?” Ma rację, niewielki.
Czapski narzeka i Kafka narzeka, muszę rozejrzeć się za jakimś weselszym dziennikiem. Obaj zresztą z tego samego powodu. Nie robią tego, co by chcieli. Pierwszy musi prowadzić wojenną gazetę, drugi rejestr ubezpieczeń robotniczych. Pierwszy rezygnuje z seksualności(homo), drugi ma miesięczny abonament do burdelu. Czapski załamuje ręce nad ohydną stroną polskości, co to jeszcze przed chwilą była piękna i jedyna, bo tuż nad grobem postawiona. Kafka szydzi ze sztuki w jidysz, ale na przedstawienia chodzi regularnie. Obaj zakochani w swoim jestestwie i pochodzeniu, biorą je na barki z równym albo jeszcze większym wysiłkiem niż zarobkową pracę. Nie przychodzi im do głowy, że polskość czy żydowskość to balast, w dodatku często śmiertelny. Dlatego dzienniki Gombrowicza o kilka decybeli weselszymi są, mimo głupiej pracy w banku Pisarz zostawił swoją polskość w gdyńskim porcie zabierając ze sobą tylko to co niezbędne.
Pomysł na scenariusz: Scena pierwsza: Zamach na serbskiego premiera Dindića. 12 marca 2003 roku. Zakatarzony Zvezdan Jovanovic celuje z karabinu snajperskiego marki Heckler & Koch w oknie okna budynku przy ul. Geprata. Naciska spust i kicha jednocześnie. Pudłuje. Premier Dindić przeżywa zamach. Następna scena to Serbia 2033, piękna, zamożna, europejska. Po porażce politycznej Vučić prowadzi kiosk z gazetami i papierosami, w którym regularnie komentuje wszystkie wydarzenia nie zwracając uwagi na klientów.
Niedziela albo i nie
W czacie wyczajone:
Ja: Zarabianie pieniędzy ma w sobie coś bardzo fizjologicznego. W przeciwieństwie jednak do jedzenia milej i estetyczniej jest pieniądze wydalać. Maryna Cwietajewa pięknie to spuentowała: Nie wiem kto kogo bardziej nienawidzi ja pieniędzy czy pieniądze mnie. Oczywiście powyższe nie odnosi się do tak zwanego zarabiania na życie, czyli pracy, która jest oprócz wszystkiego innego świetnym środkiem do zabijania czasu w oczekiwaniu na śmierć. Bezczynność z reguły skutkuje nałogami i czasem tylko jakąś oryginalną refleksją, nie warto więc ryzykować lepiej zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Gorzej w końcu być nie może, to wszyscy wiemy. Ponadto co szkodzi trochę pożartować i pomarzyć? Kto wie, może śmierć to nie jest wcale koniec wszystkiego? Breżniew z papieżem też wydawali się ostateczni i proszę, jak skończyli. A co, jeśli ze śmiercią jest podobnie?
Kazik na to dictum po kilku minutach: ,, Jest ( był?????) taki dyrygent N. Opowiadał mi P., że jego pasją było prowadzenie autobusu. Każdy urlop, każdą wolną chwilę przeznaczał na prowadzenie autobusu w jakiejś firmie turystycznej. P. mi mówił, że słyszał od niego”: Gdyby można było się z tego jeżdżenia utrzymać to bym w chuj tę dyrygenturę rzucił” Piękne.????????❤️
Prześniona rewolucja Ledera kupiona. To chyba jedna z tych pozycji, o których myślało się wiele lat nie wiedząc, że już istnieją. I właśnie dlatego rozmawiać o polskich politykach, to jak wróżyć jadłospis z gówna. Niesmacznie i bez sensu, bo przecież nie wzięli się znikąd.
15 lat w Chinach zrobiło swoje, ale za to lista lektur po powrocie dłuższa od noweli.
W 2014 albo 2015 gościłem w Szanghaju w naszej szkole profesora Hrycaka. To taki ukraiński Michnik plus zakładał ich nowe służby. Przyjechał z obstawą, a jakże (Oni już wtedy szykowali się do dużej wojny, taką mam impresję teraz). Pamiętam, jak mówił, że Wołyń w świadomości ukraińskiej nie istnieje, że prawda historyczna a świadomość historyczna to dwie zupełnie odrębne rzeczy. Mówił też, że Ukrainę poznaje się po geograficznym zasięgu kolęd a nie języku ( wtedy jeszcze rosyjski dominował na wschodzie). Potem byłem zaproszony na koncert na rzecz ofiar sowieckiej agresji. Wśród gości oficjalnych oprócz naszej dyplomacji byli tylko Amerykanie i uwaga: Chińczycy. Tak, tam nic nie jest takie jakby się mogło wydawać.
Ciemna noc:
This is unbelievable…
New revolutionary technology has JUST been launched that allows you to
INSTANTLY create professional Ebooks, Reports, Guides, Lead Magnets,
Whitepapers, and digital info-products AUTOMATICALLY, and “ON-DEMAND”
… at a push of a button!
Zgodnie z instrukcją nacisnąłem guzik. I zasnąłem.
Środa, 20 września, samolot do Polski. A wczoraj był samochód do Hanoweru i nazad. I ledwo zipię.
Balakian wspomina dwie płaszczyzny interakcji Niemców z Zagładą Ormian. Pierwsza, to ta oficjalna prosto z Berlina do Stambułu rada dla młodoturków: pozbyć się rosyjskiej piątej kolumny. W całości i ostatecznie. Druga jest prywatna , oddolna. Mordowanie Ormian zbiegło się z budową linii kolejowej do Bagdadu, przy której zatrudnieni byli niemieccy inżynierowie i technicy. Według Balakiana wydawali oni bardzo gorliwie na śmierć próbujących ukryć się ormiańskich nieszczęśników. Balakian zmarł w 1934 roku, więc tendencyjnym być nie zdążył.
Zagłada Ormian była realizowana w sposób chałupniczy przy pomocy siekier, młotków i kto tam co miał pod ręką; w pijanym widzie z obowiązkowymi gwałtami oraz łupieniem wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Z reguły wybierano pustkowia. Popularnym miejscem była pustynia Deir ez-Zor, obecnie w Syrii, która co chwila przewija się w kontekście jakiejś nowej ludzkiej tragedii, ostatnio z czasów państwa islamskiego. Pechowe miejsce widać.
Dzyndzel trzyma do macierzy. Po południu zjadłem żur po staropolsku, czyli stary żur po polsku. Następne cztery dni stały się jęczeniem. Dzyndzel trzyma do macierzy.
Poniedziałek, 25 września
Panie jaki Godot, jaki Godot!? Ja śmierć jestem!
Zakaz kolorowych opakowań. Wszystko w beczkach, szarych pudłach albo jutowych workach na kartofle. Kawa sypana łopatą, papierosy na metry i czekolada pakowana w tłusty papier. Żadnych reklam, żadnych złudzeń. Wszystko jest, bierz co chcesz, może być nawet za darmo. Tylko po co?
Jak pisał Baumann:
,, Możesz uprawiać jogging, możesz ćwiczyć w klubie, możesz zmienić swoją dietę, gdyż nowe odkrycia wskazują, że niektóre składniki, które uznawałeś dotąd za bezpieczne i korzystne dla siebie okazały się rakotwórcze lub w inny sposób szkodliwe, więc powinieneś ich unikać. Możesz unikać biernego palenia, możesz unikać aktywnego palenia. Istnieje tyle różnych rzeczy, które mogą zająć twoje myśli po to, żebyś mógł zapomnieć o kwestii najważniejszej. Umrzesz i nikt nie będzie o tobie pamiętał”
Mimo ciężkiego zatrucia wytrwale czytam Prześnioną rewolucję Ledera. To prawdziwy komplement dla książki, gdy czytelnik ledwo zipie a na książkę okiem łypie. Leder opisuje przedwojenny podział na klasę urzędniczą- panów i resztę, czyli chamów. Pierwsi mieli zapewniony byt, drudzy biedę. Żydzi znajdowali się poza strukturą.
Dla autora początkiem rewolucji był 1 września 1939 roku. Niema większość społeczeństwa z satysfakcją przyglądała się niemieckiej agresji i jej skutkom: eksterminacji Żydów oraz likwidacji ,,pańskiej Polski”, co oznaczało ni mniej, ni więcej tylko awans, zysk oraz dobrobyt dla przyszłych pokoleń.
Wtorek
Leder pisze o skrzywdzonych, dla których przeżywanie krzywdy i czekanie na pomstę z nieba (albo piekła) nadaje sens istnieniu oraz o Żydach będących poza wszelką strukturą przedwojennego społeczeństwa. Według tych kryteriów współcześni imigranci z krajów muzułmańskich w Europie mają dubeltowy potencjał: są skrzywdzeni, poniżeni a także poza głównymi nurtami egzystencji. (Robię korektę 12 października, po ataku Hamasu na Izrael)
Środa
Cytat z Ledera: ,,W tej baśni jesteśmy po prostu częścią czegoś uniwersalnego, co pędzi w przyszłość tak gwałtownie, że nie ma żadnej historii ani genealogii. Liczy się tu i teraz. Wakacje w Toskanii, praca w korporacji, co ma angielską nazwę, garnitury od Bossa, narty w Trois Valles, dzieci na studiach w Londynie a co najmniej na SGH. Na obiad zaś przysłowiowe sushi. I narzekanie na ,,ten” kraj. Na buraczaną mentalność” Na niewybudowane drogi i pazernych polityków z PSL “-pisane w 2012, teraz można dopisać inne skróty.
Wrodzony każdej trafnej diagnozie pesymizm u Ledera przeraża i poraża. Nie trzeba wstawać z fotela, wystarczy spojrzeć przez okno. Albo w lustro. I wszystko jest takim jakim jest…Zupełnie jak o czwartej w noc.
Czwartek, 28 września
Zaraz samolot do Gdańska. Jak tydzień temu minus zatrucie mam nadzieję, ona zawsze wymiotuje ostatnia.
W Polsce zamówiłem książkę z dnia na dzień. Ma na mnie czekać jutro nad ranem w schowku na Okęciu. Ekscytujące na swój sposób. Personalizuje dworzec. Coś jak polityk spotkany w tramwaju. I nie chodzi mi tu o polityka, tylko o tramwaj.
W odróżnieniu od Krasińskiego Słowacki nie wyzyskiwał chama ani renty, tylko ryzykował na giełdzie. Mickiewicz żył z profesorskiej pensji. Tak czy siak wszyscy trzej niezależni byli od kaprysów publiczności.
Piątek, 29 września
Na czacie odkryta książka Ledera dała namiar na drugą, która zdążyła dziś w ostatniej chwili do paczkomatu Dworzec Okęcie. Podjechałem aplikacją Uber bez możliwości konwersacji z prowadzącym (opcja interakcja była za daleko). Prawidłowy wstukał się kod, schowek pstryknął drzwiami i oto jest: Eksperymenty w myśleniu o Holocauście. Piąta rano, ciemno i głucho wszędzie, zaspane stewardesy ciągną czterokółki a tu nowa lektura, z którą zaraz hop do nieba. Bardzo lubię tę nowoczesność i jej wynalazki. Za Gomułki wpadłbym w alkoholizm albo pod pociąg. Albo naraz.
Piątek ten sam, ale gdzie indziej.
Bruksela w deszczu i po angielsku w akcentach z każdego rogu Europy. Wszyscy wszystkim mili. Praca na unijnym etacie musi być źródłem nieznośnej lekkości bytu. Pozbawieni materialnych trosk, otoczeni podobnymi sobie głównie młodzi ludzie żyją uśmiechnięcie. Miło popatrzeć. I podsłuchać.
Sobota
Przywilejem diarysty jest czas, który tylko od niego zależy. To ja cię nazywam sobotą albo wtorkiem dnia takiego to a takiego. Także dzisiaj to nie jest sobota, ot literka p wtedy powstała i tak zostało. Dzisiaj jest Poniedziela Trzydziesty Drugi Września, żaden tam październik a już nie daj boże poniedziałek. Pogoda tak piękna, że grzechem byłoby ją spaździerniczyć albo uponiedziałkowić. Wiadomości też szkoda czytać, wystarczy spojrzeć przez okno i wiadomość. Księżyc stoi jeszcze wysoko. Zaraz lecę do Hong Kongu. To znaczy idę na przystanek Jedynki, która zawiezie mnie na dworzec w Turnhout skąd pojadę pociągiem zwykłym do Antwerpii a stamtąd pociągiem ekspresowym na lotnisko amsterdamskie, gdzie wsiądę do bezpośredniego odrzutowca na Hong Kong właśnie, ale to dalekie lotnisko więc czeka mnie tam jeszcze szybkie metro za 100 HKD prościutko do właściwego Hong Kongu, czyli wyspę, czyli stację Central, czyli podziemny Hong Kong w Hong Kongu, który przedreptam do samego końca aż do peronu niebieskiego metra po to by przejechać jedną stację do Sheung Wan i tam skorzystam z wyjścia A1 przy ulicy Des Voeux, gdzie swoje biuro od ćwierćwiecza ma Pani M., której na powitanie wręczę pudełko belgijskich czekoladek, których to w sobotę- tę prawdziwą- nie udało mi się kupić, co zamierzam uczynić dzisiaj na holenderskim lotnisku, do którego został mi już tylko expres oraz kilka stacji osobowego w którym właśnie piję kawę, słucham Bacha Pani Bjoerke i piszę te słowa. Amen.