Najgorszy czas tygodnia już od dzieciństwa. Mimo, że w poniedziałek nie ma szkoły.
Jutro rano idę do fryzjera. To zawsze poprawia nastrój. Jutro przed północą powinienem być w Bahamar. To powinno poprawić życie.
Poniedziałek, tydzień po.
Wulkan przykryty śniegiem. Lato z jednej a wiosna z drugiej strony gór. Na wiejskim rynku ,,kosze oliwek i cytryn” niczym na Campo di Fiori u Miłosza.
Słońce jak chleb powszednie.
Ciężko to oswoić. Może dziś się uda.
Czytam biografię Leszka Kołakowskiego. Pojęcie metodycznej pracy Złego, bliskie mojemu carowi podziemi. Zapisuję kolejne tytuły Filozofa. Przyjdą w paczce do miejscowej poczty. Już ją sobie upatrzyłem. Zbudowana aby przyjmować paczki z książkami.
W Anglii co piąty człowiek zarażony.
Wtorek dwunastego.
Skończyłem Kołakowskiego. Szkoda. Mógł pobyć jeszcze przynajmniej z tysiąc stron.
Czas na nowe książki. Lokalna poczta czeka.
Campo di Fiori to był mój ,,pierwszy wiersz”. W późnej podstawówce wyrecytował go mocno i ochryple przysłany w zastępstwie z liceum polonista alkoholik. Wspaniały nauczyciel. Z wrażenia nauczyłem się wiersza na pamięć.
Wieczorny spacer wzdłuż oceanu. Kolor wody. Trójka mężczyzn przy jednym talerzu i butelce wina. Każdy ze szklanką.
Piątek.
Dwudziestolecie Wikipedii. Moja poprawka w Witkacym serbską cyrylicą nadal obecna. Do służby w carskiej lejbgwardii zawrócił chyba z Cejlonu.
Weekend.
Wizyta w winnicy pod wulkanem. Syn z ojcem. Pod tarasami gron zimno niebieski ocean z białymi kreskami wiatru. Wino dobre, inne czerwienią i smakiem od tych kupowanych w sklepie.
Próba wjazdu na wulkan mimo dokonanej rezerwacji spaliła na panewce. Korek już trzydzieści kilometrów przed. A podobno nie ma turystów. Wszystko przez leżący na nim śnieg. Atrakcja dla tubylców. Ktoś nawet złamał sobie nogę i ściągał go helikopter. Wszystko przez ten korek, wszystko przez ten śnieg.
Niedzielny poranek ze słońcem na balkonie. Czytam biografię Tuwima. Pięknie napisana. Tak jak jej bohater. Fragmenty z endeckiej prasy nic nie straciły na swojej aktualności. I dalej można w nie wdepnąć w Polsce, zmieniły się tytuły, ale nie smród.
Endekoidalność, przynajmniej ta polska, to bardziej stan umysłu i emocji niż konkretnych przekonań. Myślę, że po badaniach okazałoby się, że mało wśród tych ,,serc narodowych” ludzi z poczuciem humoru a jako taka inteligencja znajduje się jedynie w wyższych partiach zarządzających.
Zostałem zaproszony do panelu dyskusyjnego na temat Chin. Nieoczekiwanie dla siebie samego zdołałem zainteresować publiczność. Pewnie to rezultat bardzo osobistego stosunku do tematu.
Jak powiedziałem kiedyś Nenadowi piętnaście lat w Chinach to nie życiorys a diagnoza. Dość. Czas na Europę. Przynajmniej na jakiś czas ten czas.
Anegdota z Tuwima, kiedy go klepnął w ramię pewien debiutant z okrzykiem ,,Kolego!” ,,-To pan też ma katar?” odpowiedział pytaniem Poeta.
Poniedziałek, styczeń.
Miasto samochodem kwadrans stąd zimniejsze o porę roku. Tam wiosna, tu lato.
Stara katedra z nowoczesnym witrażem w środku. Tylko figury świętych bez masek. Żebracy pod cukiernią proszą o ciastka. Dostają i dziękują.
Restauracja nieopodal nazywa się Campo di Fiori. Znak od losu. Już trzeci raz zaciągnęło mnie w ten zaułek, dopiero teraz zobaczyłem nazwę.
Rok ma już półtorej strony. Niewiele.
Początkiem wiersza dla Tuwima był ,,rodnik”: słowo, skojarzenie, rym, Kazikowy groove. Początek.
Wtorek, dziewiętnastego.
Nawalny wrócił do Moskwy. Przekroczył granicę między doraźnością a historią.
Balkon wychodzi na południowy zachód. I wulkan. Można wystawić twarz po sjeście na kilka minut zamiast kawy.
Środa.
Noc do ósmej rano, ale dzień prawie do dziewiętnastej. Kogut zaczyna piać gdzieś godzinę przed świtem.
Duże fale z oceanu przed zachodem słońca rozbijały się o falochron wielkimi chmurami nad lokalnym deptakiem sprowadzając więcej niż zwykle spacerowiczów. Udało mi się zrobić jedno zdjęcie z odbitym w chodniku zachodzącym za wzburzoną falą słońcem. Na tym tle czarne sylwetki ludzi w różnych pozach. Niektórzy robili zdjęcia.
Lektura Ulissesa jak wizyta w pubie lub jednodniówka do Dublina. Radosna ciekawość szczegółu, dzieło bez ambicji na niezrozumiałość.
To co razi mnie najbardziej u Kurskiego, to jego chamowatość. Wrodzona, nie nabyta i nie do zapudrowania. Jest interesującym zjawiskiem, rzadko się bowiem zdarza by ktoś tak ochoczo wskakiwał do bajora z gównem. Ciekawe co z niego zostanie za dziesięć lat? Przejdzie metamorfozę jak Giertych czy Kamiński? Przymili się, zagai od serca i łzę puści znienacka a jasny lud to kupi? Czy też pójdzie w cholerę, alkohol i otyłość albo wiarę i ascezę? Jeśli pożyjemy, to na pewno zobaczymy.
Przywódcą raczej nie zostanie. Podobnie jak Goebbels mimo nadprzeciętnej inteligencji, sprytu ma w sobie gen służalczości, złamanie domowego pudelka, egzystencjalną potrzebę posiadania Pana, która go eliminuje z tych konkurów. No chyba, że na kilka tylko dni po weselu pryncypała w bunkrze.
W dobrym i nowym radio znowu polszczyzna w strupach. Tym razem ,,puścili” muzykę ,,z Bałkan”.
Czwartek.
Nie ma już Trumpa. Wygrał establishment, ten sam który go wykreował. Bill Clinton zasnął w trakcie przemówienia Bidena.
Po trzech miesiącach milczenia odezwał się chiński miliarder Jack Ma. Zaapelował o rozwój wiejskich szkół. Innymi słowy przeprosił za swoje wcześniejsze zachowanie oraz krytykę państwowej bankowości.
Gdyby wszystko co ważne w życiu czynimy, kochamy, wierzymy i myślimy tłumaczyć inherentną świadomością końca, czyli w większości instynktownym strachem przed śmiercią, to wyłaniające się z tego wnioski są prawdziwie kolorowe i optymistyczne. Tęczowe wręcz. Pięknie o nas świadczą.
Radio gra Cobaina i późnego Casha. To gruba nieprzyjemność urodzić się poetą w Stanach.
Niedziela, 24 stycznia.
Biografia Tuwima Urbanka kończy się Piotrem Wieteską i jego Buldogiem. I tak to książka w życie i na odwrót uderzyła. Campo di Fiori !
Obiad w nadmorskim miasteczku. Zabytkowy rynek z wielkim drzewem pośrodku. Pod nim restauracja.
Turyści na motorach. Niepotrzebni.
Poniedziałek, 25 stycznia.
Przekroiłem purpurową paprykę z sobotniego targu. W środku była jeszcze jedna mała i jaskrawo zielona. Zjadłem obie.
Na balkonie wylądował Da Vinci Isaacsona.
Cytat z Leonarda:
,,Mężczyzna odbywający stosunek w sposób agresywny i nie dość łagodny spłodzi dzieci skore do gniewu i niegodne zaufania. Jeśli jednak stosunkowi między kobietą i mężczyzną towarzyszyć będą obopólna miłość i pożądanie, to poczęty potomek będzie nad wyraz inteligentny, dowcipny, żywy i pełen uroku”.
Wtorek, 26 stycznia.
Kończę Kartotekę Różewicza. Zdjęcia starych inscenizacji trochę kłują tandetą i skrótem. Przeciwnie do treści, w której brak zbędnych słów.
W Onecie raport o krajowych karabinach z krzywymi lufami. W ,,Dziewiątej kompanii” Bondarczuka był to rezultat sowieckiego złodziejstwa w Afganistanie, a u nas to chyba głupota decydentów i słabość państwa w warstwie twórczej, pozytywnej. Szczepienia na zarazę najgorszym tego dowodem. W warstwie opresyjnej państwo nasze radzi sobie znacznie lepiej, szczególnie od kiedy Mały z kolegami dorwali się do koryta.