Piątek, koniec stycznia.
Na balkonie obok młoda rosyjska rodzina. Często się śmieją. On ładnie śpiewa. Szepcą coś o Nawalnym. Mimo prób nie udaje mi się podsłuchać co.
Wizyta u lokalnego fryzjera. Wszystko tak jak na Bałkanach, bez zbędnych słów i gestów. Wiadomo, lokal męski. Na koniec poczęstunek whisky.
Jak przystało neoficie słucham w samochodzie wyłącznie hiszpańskich piosenek. Na cały głośnik przy otwartych oknach. Szkoda, że tak późno na to wpadłem. Nie wiem od czego zacząć bardziej metodyczną eksplorację.
Polskie kobiety na polskich ulicach.
Szczęście, że lokalna prasa ładzi i uspokaja: ,, Norweski turysta zdemolował hotelowy pokój… Wielu kierowców nie umie korzystać z rond… W przyszłym tygodniu ochłodzenie. Temperatura może spaść do +19C”.
Większość ważnych cywilizacji powstała na słonecznym południu. I tam powinna zostać.
Poniedziałek, 1 lutego.
Ocean się wściekł. Fale takie, że nawet w osłoniętej zatoczce sztorm. Dachy domów na klifie w słonej, rozmytej przez słońce mgle. Nic dziwnego, że Leonardo & spółka tworzyli w Śródziemiu. Ciężko o renesans deszczowym listopadem, kiedy światłem kopciuch a za oknem podły wiatr.
Wtorek.
Mały i jego ludzie. Brak tam atrakcyjnych mężczyzn. Wszystko jakieś takie z grubej wyżęte skarpety. Może stąd ta awersja do kobiet? Technik perukarz, studencki kapuś, karzeł alkoholik (obcas wyższy od Jeżowa), sztywny bankier z mikrofonem. Sve to brate sjebano jak mawiają Serbowie.
Ocean nadal marszczy się i grozi. Nie idzie pływać.
Czwartek, 4 lutego.
Cytat z Leonarda w melancholii:,, Zdawało mi się, że uczę się żyć a przez cały ten czas uczyłem się umierać”.
Nałogowo zaczynał nie kończąc swoich dzieł. Niektóre ,,doprawiał” przez lata.
Bękart, pederasta, geniusz. Dobry i pogodny dla innych. Jak pisał Vasari:,, Blaskiem postaci łagodził wszelką zawiść”.
Na oceanie bez zmian. Od dzisiaj chmury z deszczem. Do niedzieli ma się zagoić.
Tegoroczne BBC Reith Lecture słabe i niewarte czekania. Tytuł jednego z wykładów:,, From Covid Crisis to Renaissance”. Od kryzysu do okazji. Kolejny językowy chwast, który rozplenił się bujnie i ponad sam wyraz. Autorem wykładów jest bankier. Można odwrócić tytuł do góry nogami i też będzie o niczym: Od Renesansu do Covid.
W Birmie przewrót. Pierwsze zdjęcia z Naypyidaw nowej stolicy kraju, miasta duchów, którego lokalizację podpowiedział generałowi szaman analityk.
Byliśmy tam z Nenadem kilka lat temu. Ministerstwa ukryte w krzakach, poprzecinanych szerokimi jak stadiony ulicami, po których nikt nie jeździ. Samolotem latać nie warto, bo nie ma taksówek. Jedyny sposób to jazda ,,autostradą śmierci” z byłej stolicy Rangunu. Podobno śmierć na niej jest codzienna.
Nasz kierowca jechał 200 kilometrów na godzinę twierdząc, że zna na pamięć każdą dziurę, garb, wywrócony zakręt czy przejście dla bawołów. Na szczęście mieliśmy ze sobą whisky.
Telewizja publiczna zwolniła pogodynkę za serduszko w kadrze. I śmieszno, i straszno.
Piątek, 5 lutego.
Wykupiłem cyfrową Politykę. Zacząłem ją czytać kiedy była dużą płachtą w podstawówce. Potem przyszła kolorowa i poręczna. Teraz jest cyfrowa, bo niezbędna. Można się z nią nie zgadzać, ale przyłapać na tandecie nie sposób.
Sobota, 6 lutego.
Na wulkanie znowu śnieg.
Lokalny browar z dumą drukuje rok założenia na swoich etykietach: 1939. Data trudna a piwo dobre.
Wyborcza zwalnia zakładowego szefa Solidarności, a purpurat Jędraszewski po 75 latach wyrzuca Tygodnik Powszechny z Wiślnej 12.
Niedziela, dzień targowy.
Parę metrów za mercadillo kupujący z torbami pełnymi warzyw przystają i robią zdjęcia ,,ośnieżonemu”. Odstawiam swoje i też sięgam po telefon.
Po powrocie w kuchni z siatki papryk i pomidorów wyleciał szary motyl. Pomogłem mu dotrzeć do balkonu.
W radiowej dwójce kantata Bacha:,, Ich habe genug”. W zależności od tłumaczenia: Armina Teske ,,Zadosyć już mam” lub Filipa Zielińskiego ,,Dosyć na tem”. Oba piękne, oba pisane współcześnie:
,, Śmirć moya mi wiesielem,
ach, niechay się wziawi przy mię iuże.
Odbieżę ia spośród złości wielu,
które splataią mię w świata sznurze”
W samochodzie hiszpańskie radio o Polskiej drodze do wolności, Solidarności i wszystkich tych rzeczach, z których możemy być dumni a z których ostał się jeno sznur.
Wtorek, 9 lutego.
Podobno wśród futrzanek z rogami furorę robi George Orwell. To nie fair wobec tego pisarza, jakby nie dość, że życie miał ciężkie.
Ocean przycichł i wyładniał. Cały niebieski.
Środa, 10 lutego.
Wstaję z kogutami. Dosłownie.
Dni staram się kończyć na małej plaży, miejscu zbiórki całej osady. Woda w oceanie zimna jak Bałtyk w lipcu, także pływać można do woli. Kamienny falochron zmienia wiatr w bryzę, a mgła od rozbitych fal filtruje słońce, które ciepli zamiast piec.
Sobota, 13 lutego.
Chiński nowy rok. Dużo wzajemnych życzeń z i do Chin.
Serbski reżyser Srdjan Dragojević udostępnił swoje filmy za darmo. W komentarzu wyjaśnił, że powstały z podatków, a więc zwraca je sponsorom.
Nie byłoby Renesansu, gdyby nie przyjaźń i bezinteresowność najwybitniejszych umysłów epoki. Leonardo i jego przyjaciele nie mieli żadnych problemów w dzieleniu się odkryciami czy wynalazkami. Da Vinci uważał gromadzenie fortuny za bylejakość, trwonienie życia na nic. Dlatego Musk czy Gates za cholerę nic z tego nie rozumieją (chociaż ten drugi posiada dużo rękopisów Leonarda). Dołączą do smutnego panteonu nic niemówiących nazwisk ludzi, którzy kiedyś byli. Tak jak tysiąc lat temu był sobie Mansa Musa Pierwszy, najbogatszy człowiek w historii, z zawodu król Mali. I co z tego?
Niedziela, czternastego.
Zarwana noc. Sen za płytki albo sąsiedzi. Niebo gwiaździste z balkonu w nagrodę jak zdjęcie z orbity.
W biografii Jeleńskiego fragment listu Wańkowicza do Miłosza po jego ucieczce na Zachód. Autor wyraża zrozumienie dla agenta, który przeniknął do służb sowieckiego reżimu, żeby wykraść tajemnicę bomby atomowej. Nie rozumie jednak pisarza czy poety, który skacze jak dyktatura mu każe i podpiera ,,niewolnictwo swojego narodu” Po co to?
Co dopiero powiedzieć o współczesnych aktorach z trzeciego planu w publicznej telewizji, prorządowych pismakach czy twórcach kabaretów, które nigdy nie śmieszyły.
Wtorek, szesnastego.
Cytat z polskiej gazety:,, Honor młodemu mężczyźnie jest w naszym kraju wpajany od małego”. Głowa wydaje się być właściwszym początkiem.
Środa.
Ciepły wiatr od Sahary. Niebo z morzem mętne jak w Szanghaju, gdzie przez kilka lat nie widziałem słońca na błękitnym tle. Wiosną czy jesienią zdarzało się. Dopiero gdzieś koło Expo 2010 kurz z budów zaczął opadać i widać było wyraźniej. Nie tylko niebo.
Nie można oczekiwać transparencji od kościoła instytucjonalnego. Hierarchowie dobrze wiedzą, że po podniesieniu kurtyny z dogmatów i tajemnic ukaże się przeraźliwa czarna dziura, wielkie Nic. Jak biały namiot Czerwonego Krzyża przed bramą do komór w Treblince. Starzy i niedołężni po wejściu do środka zamiast lekarskiego biurka widzieli dół z trupami poprzedników.
Czwartek, osiemnastego.
Calima, czyli zmętnienie, nie mylić z mgłą. Odwołują loty. Horyzont kończy się za pierwszymi falami oceanu.
Podobno w polskim episkopacie jest kilku sprawiedliwych. Podręcznikowy przykład błędu statystycznego.
Czasy mimo wszystko ciekawe. Calima.
Wczoraj książka z książką trzask w okładkę. Na balkonie wieczorem czytam biografię Da Vinci, w łóżku przed snem Jeleńskiego. Każda gruba na kilkaset stron. W obu wczoraj ten sam fragment traktatu o malarstwie Leonarda, o kamiennych plamach stających się postaciami. Synchronizacja przedziwna, obie pozycje czytam w różnym tempie i nagle taki zbieg stron.
U Kota ładne fragmenty poświęcone Iwaszkiewiczowi, który im dalej w pamięci tym żywszy w wyobraźni.
Lądowanie na Marsie. Dobry wieczór. Marsjański.
Piątek, 19 lutego.
W radio Life on Mars Davida Bowie.
Chińczycy korzystają z lepszych walizek niż Amerykanie, widać to na przypadkowych zdjęciach. Żaden szanujący się podróżny w Chinach nie wziąłby do ręki wyliniałej dwukółki z jaką przyłapano uciekającego przed zimą do Meksyku teksańskiego senatora.
Zmarł Djordje Balaśević, serbski poeta i bard. Wspaniały artysta, który trendom nigdy się nie kłaniał. Przykro bardzo.
,,Ani nienawiść, ani przebaczenie”. Nienawidzić to zostać więźniem przeszłości. Żeby z niej się wydobyć, lepiej starać się zrozumieć, niż przebaczyć – tłumaczy ofiara zboczonego klechy.
Jan Lityński zginął ratując psa w rzece. Bardzo boli, ale piękna śmierć, godna takiego człowieka jak On.
Czwartek, pod koniec lutego.
Konstanty Jeleński zmarł na AIDS.
,, … Gęsta ciemność za oknem, martwa cisza delle piccole ore, małych godzin między północą i świtem. Zakłócana o tej porze tylko szarpaniną bezpańskich kotów…” – pisał po jego śmierci Herling Grudziński.
Delle piccole ore, moje ulubione.
Piątek.
Przy łóżku od wczoraj listy Zygmunta Krasińskiego. Chcieli z Norwidem bronić papieża przed rzymską tłuszczą w 1848. Norwid potem odszedł na lewo, cokolwiek to w tamtych czasach znaczyło. Zrywali ze sobą i wracali do siebie.
,,Najrzadszą, albowiem dziś straciłem rzecz: to jest szlachetnie różniącego się ze mną przyjaciela” napisał po śmierci Krasińskiego Norwid.
Jeśli o wartości człowieka świadczą jego bliscy i przyjaciele to muszę uważać na ,,zawrót głowy od sukcesu” jakby to ujął towarzysz Stalin.
Dzięki pewnej aplikacji znalazłem piosenkę, której szukałem ponad trzydzieści lat. Wysłuchana środkiem ulicy na cudzym walkmanie z pożyczoną kasetą w środku. Pamiętam swój zachwyt utworem z jego wyrywkowym zrozumieniem. Dzisiaj odsłuchałem i odczytałem w pełni. Poruszające nadal. Joy Division ,,Decades”.
Kupiłem czekoladę w supermarkecie wieś dalej. Po powrocie jej reklama czekała na mnie w komputerze. I straszno, i straszno.
Sobota.
Pochmurno.
Tłusta chmura z oceanu wyrzuciła ciężki deszcz.
Leonardo przyjaźnił się z Machiavellim. Pracowali razem dla Cezara Borgii, papieskiego syna i bezwzględnego tyrana.
Michał Anioł nie znosił Leonarda i siebie, walcząc ze swoim homoseksualizmem i poszcząc o suchym chlebie z wodą. Był złośliwy i kłótliwy. Stąd złamany pięścią nos.
Krasiński pisze o Sardyńczykach, że zwaterlowali bitwę, przegrali jak Napoleon pod Waterloo. Ładny czasownik: zwaterlować.
Niedziela, koniec lutego.
Słonecznie i pogodnie. Obiad w małej knajpie na plaży. Kelnerka znała jadłospis na pamięć. Mur od strony morza zarośnięty różami. Na to wszystko błękit, łamiące się fale i butelka domowego wina z prostymi szklankami zamiast kieliszków. Nic ująć.
Włodek przysłał swoje zdjęcia z Polski. Piękne.
Lutym w luty.
Łatwo grymasić jak się ma wulkan za oknem.