Pisanie dziennika bywa czasem trudniejsze od samego życia, szczególnie gdy próbujemy pisać tak jak żyjemy. Dla siebie.
Premier poinformował o nieotwieraniu siłowni do 17 stycznia. Moich (dwóch w bliskiej okolicy) nikt nigdy nie zamykał. Ćwiczę w nich jako Ochódzki Ryszard z klubu Tęcza. Szczypię się w google i sprawdzam czy jestem.
Piątek, przeddzień dziewiętnastego.
Ojciec Jeleńskiego był alkoholikiem. W swoim życiu kochał tylko pewnego tancerza z baletu Diagilewa i swoją żonę, z którą jednak nie utrzymywał relacji intymnych. Te realizował w burdelach. Byli jednak dobrą, kochającą się parą i rodziną. Kot dbał o nich do końca życia.
Święta tuż za rogiem. Przejadła mi się Polska. Szkoda, że nie mogę tutaj wrócić za powiedzmy 50 lat.
Rozczarowany jestem poziomem chamstwa, które jak odpad w Czarnobylu potrzebuje zalania betonem, żeby przestać promieniować.
Podobnie z kwadratowymi ryjami w mediach. Niektóre z nich wymieniły okulary z prostokątnych na obłe, ale to wszystko.
Przykrość sprawiają młodzi, wykształceni których polszczyzna jest traktorzysta a akcent zawsze na przedostatnią sylabę z obowiązkowym pytajnikiem ,,tak?” wstawianym wszędzie niczym przysłowiowa ,,kurwa”.
Zniknęły natomiast z chodników męskie buty a’la sklejka, które do niedawna uchodziły za krzyk mody, niewidoczne u Muncha na moście, bo postać od pasa w górę.
Do pogody żalu nie mam, bo jest jaka jest. Chociaż za pół wieku, to kto wie. Greta Thunberg będzie miała wtedy prawie siedemdziesiąt lat.
Czas pakować mandżur. Żadne to fochy, jestem bezdomny i stać mnie na ten luksus.
Sobota, 19 grudnia.
Propali posao dovodi i do nezadovoljstva Mile Rađenovića koji Veinu, kad ga nazove, kaže: “Meni su aorte popucale zbog ovakvih poslova i takvih poslodavaca kao ti, aorte su mi naduvene, jel znaš.” Podsłuchana rozmowa bałkańskich krimosów. ,, Mi żyły popękały od takich zleceń i zleceniodawców jak ty. Żyły mam spuchnięte. Rozumiesz?” – tak może mówić tylko przestępca upadły. Mocne.
Dziennik w przeciwieństwie do życia można skorygować wstecz.
Dąbrowska nie ceniła współczesnych literatek. Wyjątkiem była Nałkowska.
Życiowa partnerka Dąbrowskiej, Anka Kowalska wygląda na zdjęciach jak zwalisty babochłop, w rzeczywistości emanował z niej wielki blask. Flirtował z nią między innymi kobieciarz Miłosz.
W radio Gałczyński recytujący swoją ,,Dorożkę”. Według jego córki Kiry nie umiał pisać do szuflady. I całe szczęście. Według Kisiela był dypsomaniakiem i pił w określonych porach doby, w przeciwieństwie do alkoholików podręcznikowych, którzy to nie znają ni dnia, ni godziny. Rosjanie mylnie nazywają dypsomanię zapojem, który oznacza picie kilkudniowe bez przerwy.
Niedziela, 20 grudnia.
,,Badania dowiodły, że jeśli jakaś osoba doświadczy życzliwości, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że będzie chciała przekazać ją dalej…życzliwość powoduje, że w organizmie podnosi się poziom wydzielanej immunoglobuliny typu A, ważnego elementu układu odpornościowego. Przede wszystkim jednak życzliwość wzmacnia kondycję psychiczną.” Tyle cytatu.
Najkrótszy poniedziałek roku.
Według słownika języka polskiego akcentowanie trzeciej sylaby w takich słowach jak matematyka, muzyka czy Afryka to cecha mowy starannej. Po pół roku w Polsce musiałem podeprzeć się źródłem naukowym ze strachu, że zacznę krakać jak one.
Staranność jest ważniejsza od poprawności, wymaga wysiłku, konsekwencji. Jest wyrazem szacunku dla siebie oraz innych tak jak dobre obyczaje i życzliwość. Wrogiem staranności jest bylejakość. Bywają staranni przestępcy, artyści i prostytutki. Bardzo rzadko politycy. Polski hip-hop w ogóle.
Wtorek, 21 grudnia.
Już o kilka sekund lepiej.
Doczytałem, że tygodnik Wprost przestał wychodzić drukiem. I bokiem. Symbol tandety lat przełomu, dziecko sekretarza KC. Uff, chociaż tyle.
Środa, 23 grudnia. Pada.
Czytam początek roku, Wuhan, Moskwa, Sajgon, Bangkok. I wybory jak rzuty trzema co najmniej kostkami.
Wystarczyłby jeden dzień wcześniej a do teraz pisałbym te słowa ze swojego mieszkania w Szanghaju. Tyle by mnie ominęło. Tyle mnie ominęło.
W radio wspomnienia dawnych świąt.
Pamiętam te zaraz po rewolucji w Timisoarze.
Do dzisiaj reaguję na Lennona War is over co najmniej dreszczem po plecach. Miałem jechać do Bukaresztu z dziennikarzami z Wyborczej. Dzwonili, prosili, żeby pomóc przeprowadzić. Była sprawdzona trasa od strony bułgarskiej, inne przejścia formalnie zamknięte.
Świadomie wybrałem święta. Wiedziałem, że rzucam kostką i to jedną z dwiema tylko cyframi. Wojna wciąga. Ciężko potem wrócić do kapci i fotela. Pamiętam Krzysztofa Millera, fotografa Gazety. On już nigdy nie wrócił.
Czas na publikację tego tygodnia.