Czwartek 19 listopada
Długa i dobra rozmowa z J. na spacerze.
Gaz na ulicach. Polska policja szarpie polskie kobiety. Niedługo zacznie je bić.
W listach do rodzeństwa Gombrowicz kupuje gramofon i zatraca się w kwartetach Beethovena. Potrzebuje kilkunastu odsłuchań, żeby pojąć co nieco.
Różowa chmura w porannym oknie. Bardzo łaskawa dla mnie ta pierwsza po dwudziestu latach polska jesień.
Wtorek, 24 listopada.
Felieton Jurasza w Onecie jak zawsze dobry ponad lokalną miarę. Wasz prezydent, nasz premier.
W niedzielę nad ranem wyszliśmy z górskiego schroniska oglądać świt na szczycie. Szczęście, że po ciemku, bo mój lęk wysokości zatrzymałby mnie pewnie gdzieś w połowie drogi.
Środa, 25 listopada.
Widziałem mężczyznę z wypchaną teczką. Wracał z pracy o piętnastej.
Na spacerze skręciłem sobie kostkę i stłukłem nadgarstek. Nic nowego od dzieciństwa. Zamyślam się i padam. Od pewnego czasu odruchowo jak zawodowiec zmieniam w locie kierunek upadku, tak że ląduję miękko na boku. Wszystko mnie dziś boli i nie mam życzliwości dla innych.