11 lipca, niedziela.
Zbyt dużo wydarzeń. Szczęście, że we Wrocławiu ta niedziela.
W BBC konstruktor trabanta o pechu końca lat sześćdziesiątych. Auto czekała nowoczesność, miało być lepsze od VW Golfa I ale wydarzyła się Praska Wiosna i trzeba było łożyć na lepsze życie Czechów oraz Słowaków.
13 lipca, wtorek.
Podtytuł książki ,,rowerowej” to wycieczka przez Polskę, której już nie ma. Otóż nie! Ona nadal jest. Wizyta sprzed wieku w Częstochowie mogłaby się odbyć dzisiaj a wrażenia autora byłyby podobne.
Mijam w sypialni przeczytane dawno dzienniki Goebbelsa i dwie półki niżej biografię Eichmanna.
Arendt pisała o banalności zła, urzędniczej rutynie wysyłającej ołówkiem z linijką miliony cyfr do gazu. Otóż nie, to kompletne nieporozumienie. Może banalność w rozumieniu powszechności, codzienności i nieuniknioności, ale nie zła tylko Złego.
Eichmann w 1944 otwarcie już handlował swoimi arkuszami śmierci. Dzięki BBC wszyscy wiedzieli o procedurze rampy w Auschwitz i prysznicach z gazu. Ocaleni z Węgier wspominają widzianych z okien pociągów polskich chłopów, którzy przesuwając kantem dłoni po krtani pokazywali im prawdziwy cel podróży.
Eichmann jak większość skorumpowanych urzędników nadużywał alkoholu, sexu oraz władzy. Nie był ani zbyt inteligentny ani zbyt zaradny. Prywatnie bankrut (podobnie zresztą jak Himmler), jeden z tych drobnych cwaniaków, dla których jedyną szansą w życiu jest polityczna synekura. Nic nowego. Telewizor pełen takich także dzisiaj. To co go jednak wyróżniło, to państwowe zamówienie, którym kierował. Zamiast kilometrów kradzionej autostrady miliony ludzkich istnień. Zły zamieszkał między paragrafami ustaw, stosownymi okólnikami i szczegółowymi dyspozycjami. Schował się pod fioletową kalką w białych arkuszach papieru.
W Zagładzie wszystko było legalne, zgodne z obowiązującym prawem. Struktura państwowa, nad którą ludzkość z takim mozołem pracowała przez ostatnich kilka tysięcy lat, miast chronić ochoczo i bez cienia wątpliwości wymordowała miliony bezbronnych ludzi. Zygmunt Baumann odmówił Niemcom monopolu na Holokaust. Uważał, że każde państwo jest do tego zdolne.
Gułag w przeciwieństwie do Zagłady był wątpliwy z prawnego punktu widzenia, bo trafiało się tam z powodu kłamliwego donosu bądź wytorturowanych zeznań. Endlösung dotyczył osób pochodzenia żydowskiego wedle ściśle określonych, naukowych i obiektywnych zasad (wyjątek z gazu dla mieszańców drugiego stopnia bez wyraźnych cech semickich na przykład).
W wywiadzie Jacka Żakowskiego profesor Wolszczan tłumacząc fenomen życia zauważa, że sama woda na planecie nie wystarczy. Potrzebny jest jeszcze jakiś nieduży księżyc, takie coś w pobliżu co powoduje, że woda na planecie rusza się wte i wewte zalewając a potem zostawiając na piasku komórkę czegoś, co po kilku miliardach lat ma szansę stać się człowiekiem.
Może więc za miliard lat lub dwa staniemy się dobrzy? I mądrzy? I szczęśliwi? Musi nas tylko jeszcze trochę pozalewać.
15 lipca, czwartek.
Podreperowałem rower w pobliskim sklepie. Właściciel nie chciał zapłaty. Zaprotestowałem udowadniając, że jestem klientem bez żadnego potencjału. Ostatni raz byłem tu dwa lata temu w tej samej sprawie z tym samym rowerem. I tak jak ostatnim razem dołożyłem się do puszki na ladzie. Rower jest stary i skrzypiący. Jest to oczywiście najpiękniejszy rower świata i jazda nim po Wrocławiu to przeżycie równe co najmniej temu z Szanghaju, gdzie też miałem podobną damkę, z którą związałem się dozgonnie na chodnik i ulicę.
17 lipca, sobota.
Głód w Korei. W trakcie ostatniego N. był tam świadkiem jak z pomocowych worków zboża zamieniano napisy z ,,dar USA” na ,,kontrybucja USA po przegranej wojnie z Koreą”.
Po tajfunie Jolanda to samo zrobił pewien filipiński polityk, przy czym do słowa dar dopisał swoje nazwisko. Kradł jak potrafił w czym go nawet na swój sposób rozumiałem. Nie mogę tego natomiast napisać o przedstawicielach szacownych organizacji humanitarnych (mniejsza o nazwy), którzy przylatywali na ,,akcję” klasą business i wynajmowali wszystkie ocalałe hotele w zniszczonej okolicy na kwartał do przodu, przez co musieliśmy spać z N. w betonowym bunkrze bez światła i okna, gdzie do przedwczoraj jeszcze leżały ciała ofiar kataklizmu.
Prawdziwą pomoc nieśli Tajwańczycy, Japończycy i chłopaki z Islamic Relief w Birmingham. Pracowali ciężko i za darmo w przeciwieństwie do ,,renomowanych” gdzie średnia pensja field workera wynosi około 5 tys. EUR. plus utrzymanie.
Ładnie pisze Newmann o Hucułach, wschodzie Polski i naszych staraniach, żeby ten obszar uporządkować. Dużo o młodych Polakach, kulturalnych, inteligentnych, zaangażowanych w odbudowę kraju. Są polscy policjanci kompetentni i życzliwi dla wszystkich a nie tylko autora. Jest polskie wojsko, kiepsko ubrane, ale pełne entuzjazmu. Wizualizuje sobie Newmann Polskę za 20 lat jako państwo bogate i sprawne.
20 lat potem był rok 1954. Chruszczow zabił Berię, z więzienia wyszedł Gomułka, Anglia przegrała w Budapeszcie 1:7 a Marilyn Monroe poślubiła Joe DiMaggio.
18 lipca, niedziela.
Newmann kończy swoją wyprawę w Prusach Wschodnich. Przejeżdża przez Ostródę sądząc po treści wzdłuż Jeziora Kajkowskiego. Autor zauważa, że naziści po wygranych wyborach złagodnieli. Już tylko trzem na czterech przechodniów ręka w łokciu staje na widok defilady. Reszta gna do swoich zajęć.
Niedzielna audycja Jose Torresa. Dzięki niemu wiem, że autobus na Teneryfie to ,,guagua”. Tylko tam i na Kubie.
Poniedziałek, 19 lipca.
Rowerem po wrocławskich parkach. Wrocław wygląda na płaski i dopiero jadąc starą damką bez przerzutek można odkryć wszystkich wzniesień żmud. Jak w życiu.
Czwartek, 22 lipca.
Brak Internetu i poseł Czarnecki w mediach. Wrażenia obcokrajowca z native speaker level. Wyprałem się z Polski. Na dobre i na złe.
Niedziela, 25 lipca.
Odpoczynek po intensywnym tygodniu. Poranek w górach i Karel Gott w radio. Dni były trochę gorsze, tak to już bywa. Otuchy dodają te co mają nadejść, pod warunkiem oczywiście, że nie będą jeszcze gorsze.
Otrzymałem list od czytelnika z uwagą, że mój czerwcowy cytat Seneki nie był cytatem z Seneki. Szacowny czytelnik ma rację. Sprawdziłem. Piszą o tym Wikipedie niemiecka z angielską. Milczą czeska, rosyjska, ukraińska, słoweńska, hiszpańska i bułgarska. W błąd wprowadzają polska, serbska i chorwacka. Prawdopodobnie ,,w usta mu ten cytat włożył” historyk starożytności Edward Gibbon, luźno coś tłumacząc bądź interpretując.
Ostatnio w radiowej dwójce wspaniały Waldemar Malicki grał nieklasycznie muzykę klasyczną. Jazzowy Bach brzmiał świetnie. Jednak skomponowany przez sztuczną inteligencję typu AI mazurek Szopena, mino zaawansowanego sprzętu i softwaru brzmiał groźnie i obrzydliwie co sam prowadzący był przyznał.
Sentencja Gibbona o religii na bazie Seneki bardziej jest Bachem w synkopie niźli Szopenem z odkurzacza.
Wieczorem czeska telewizja i historia produkcji trolejbusów w socjalizmie. Archiwalne wywiady, reportaże i uliczne sondy. Zachwycający materiał z ogromnym nagromadzeniem detalu począwszy od głównego bohatera i jego metamorfozy po pracowników, kadrę kierowniczą a na przechodniach-pasażerach skończywszy. Czapki, teczki, zakupowe siatki. Kolekcja twarzy, reakcji i spojrzeń. Historia czechosłowackiego realnego socjalizmu w pigułce a raczej trolejbusie. Wyraźny lifting sylwetki po Praskiej Wiośnie. Skarżył się na to twórca Trabanta kilka zdań wcześniej. Na koniec krótka współpraca z węgierskim Ikarusem, bo socjalizm jak wiadomo padł. A trolejbus jeździ dalej.
Następny dzień po burzy nocą.
Wspomnienia Głowackiego z pisania scenariusza o Wałęsie dla Wajdy, który podobno za bardzo wszystko skrócił. Obejrzałem film w wagonie restauracyjnym nowoczesnego pociągu relacji chyba Gdynia Szklarska Poręba, popijając zimne piwo i jedząc schabowego bez kartek. Obsługa była uprzejma, nikt nie klął a dwie starsze panie obok namawiały się scenicznym szeptem jakby tu obalić rząd. Scenariusz jest świetnie skrojony i pasuje do tematu jak ulał.
Sny potopowe z rewolwerem w finale. Prawdziwe paskudztwo, gdzie gorsze od szaleństwa wokół są racjonalne wnioski podmiotu onirycznego. Ciekawe od czego to. Spadek ciśnienia za oknem, nieodpowiednia dieta czy też może taki już człowieka los?
Środa.
Akuratny świt. Bez wiatru, deszczu oraz nocnych mar przed.
W dobrym radio święto polszczyzny a tam podziękowania dla ,,konsuli” i konsekwentne b,,yki” w akcencie innym niż na sylabę przedostatnią. Szczęśliwi Węgrzy, u nich przynajmniej wszystko leci na pierwszą. Nie musieli różnić się od sąsiadów stąd może to ułatwienie.
Baumann mimo swoich poglądów nie przyłączył się do bojkotu Izraela, podobnie zresztą jak Noam Chomsky. W sumie wypadałoby napisać, że nie przyłączyli się do tej akcji właśnie z powodu a nie mimo swoich poglądów. Jak pisał Baumann bojkot wyklucza wzajemną komunikację a stąd już tylko krok od karabinu. Pisze Domosławski o wnuku swojego bohatera, który jest znanym obrońcą prześladowanych Palestyńczyków w Izraelu. Dziadek był bardzo dumny z niego.
Obejrzałem serbski serial Porodica o ostatnich dniach we własnym domu Milośevica. Dobra rzecz, wierna faktom. Tylko premier Dindić bez uwagi w przeciwieństwie do Sloby, który prosto z planu mógłby wyjść i przemawiać w tłum.
Pamiętam, że jak tylko się przeprowadziłem do Belgradu, to jakiś trefniś zrobił się na Titę i ruszył w białym mundurze między ludzi, którzy płacząc z radości witali powrót Marszałka. Było to krótko po zbombardowaniu Belgradu, które potępił między innymi Noam Chomsky.
Czwartek, koniec lipca.
Na kolację zestaw Kwintesencja: śledź po wiejsku, małosolny, razowy z majonezem i dwieście gram czystej.
Do tego książka książkę o okładkę trach. Opisuje Domosławski falstart Baumanna w Anglii i krytykę jego pierwszego artykułu na łamach Guardiana. Krytykant, niejaki Thompson rewolucjonista zza katedry, musiał być dodatkowo wkurwiony, bo Profesor w swojej pracy nie uwzględnił jego dzieł. Pogrzebało to Profesora w oczach tak zwanej opinii na dobrych kilkanaście lat.
A tu proszę, kilka dni temu w wagonie Warsu ze schabowym w wolnej sprzedaży przeczytałem esej-list ,,Moje słuszne poglądy na wszystko” Leszka Kołakowskiego do tegoż właśnie Thompsona, gdzie filozof punktuje adwersarza krótko i bezlitośnie.
Na kolanach Baumanna nie tylko w przenośni wychowali się Edward i David Miliband, liderzy późniejszej angielskiej lewicy i był to wielki triumf Profesora na łamach gazety, gdzie tak marnie zaczął. Thompson obecnie, jeśli w ogóle pamiętany, to raczej jako relikt, ważny tylko dla badaczy.
Przypomina to los profesora Finkelsteina, który oskarżył nowojorskiego prawnika, profesora i idiotę Dershowitza o kłamstwa w jego propagandowej książce na temat wojny Izraela z Palestyną. Naraziło to Fineklsteina, mimo wsparcia takich ludzi jak Chomsky, na wiele poważnych przykrości. Branie strony słabszych (Arabów) i pisanie prawdy rzadko bywa opłacalne. Jednak gówno zawsze wyjdzie z worka. Demokrata Derschowitz został niedawno adwokatem właściciela blond tupetu.
Szukam przykładu na naszym podwórku. Wszystkie, które mi przychodzą do głowy są dokładnie na odwrót.
Lidia Baumann w końcu znajduje pracę w Leeds jako bibliotekarka. Jest zachwycona. Urządza nową, pachnąca jeszcze świeżym drewnem i kolorem bibliotekę. Kataloguje książki, ustawia je w alfabetycznym porządku. Pamiętam, jak dostałem podobną funkcję w klasztorze. Miast z resztą iść w pole zbierać kartofle lub grać w piłkę miałem za zadanie uporządkowanie starej, jeszcze przedwojennej biblioteki na strychu gdzie mieszkaliśmy. Do dziś pamiętam zapach książek, z których duża część wydana była przez Gebethner i Wolff, oddział krakowski. Każdą książkę musiałem opisać w karcie, nadać jej numer i miejsce na wiele lat. Odpowiedzialna robota co by tu nie mówić.
Piątek.
Wywiad Jaruzelskiej z Urbanem. Z całej junty tylko ojciec prowadzącej, Kiszczak i generał Janiszewski prezentowali jaki taki intelektualny poziom. Ten ostatni był wieloletnim sekretarzem Jaruzela od czasów ministerialnych po prezydenturę…Generał Janiszewski sam miał sekretarkę, bardzo kompetentną panią Basię, tę samą która potem zajęła się biurem prezesa Kaczyńskiego.
Z żoną generała zaprzyjaźnili się Baumannowie podczas swoich podróży do schyłkowego PRL-u, którego upadek i ustrojową zmianę Profesor tak oto skomentował:,,Jak za szlachty…jak za pułkowników, jak za komunistów , panowie inteligenci z Warszawy powiadają chamom, co mają robić… Z listy Solidarności zasiedli w senacie profesorowie, reżyserowie i dziennikarze. Z listy rządowej dla odmiany, profesorowie, dziennikarze i reżyserowie. Zjednoczeni głęboką pańską pogardą dla chama.”
W innym natomiast tekście początku lat dziewięćdziesiątych:
,,Po raz pierwszy zobaczyliśmy z Jasią braci Kaczyńskich. Boże mój, przecież to typowi instruktorzy KW (Komitetów Wojewódzkich PZPR). Ja w ogóle wierzę, że miejsce i czas są akcydensami, charakter zaś konstansą.”
Znałem osobiście w tamtych czasach pewnego opozycyjnego polityka, który miał prawdziwe a nie zmyślone przez SB problemy z prawem. Miał też oprócz tego świetne relacje z kościołem. Kaczyński przygarnął go i wysoko nominował. Myślę, że był to archetyp pisowskiego działacza, łatwy do skorumpowania, zastraszenia i wykorzystania.
A może nie tylko działacza, ale także Polaka? Skoro cham, to na co głowę sobie zawracać słówkami pięknemi? Walnąć w mordę na odlew, potem sypnąć dukatem, gorzałką poczęstować i tak w kółko. Wygląda, że to skuteczne. Pewnie z tego powodu światlejsza część narodu tak Kaczora nie lubi, bo pokazuje jacy jesteśmy na prawdę. Coś jak serial Kiepscy, odrzucony na starcie przez wyżej wykształconych, którzy potem poczuli do tej produkcji miętę. Miejmy nadzieję, że nie stanie się tak z właścicielem żoliborskiego kota.
Baumann jeszcze na emigracji jako jeden z niewielu potwierdził wpis Rakowskiego z jego dzienników. Stan wojenny to był koniec totalitaryzmu. Zaczęła się normalna dyktatura, bez ideologicznej domieszki.
Na koniec znaleziona u Domosławskiego refleksja Karola Modzelewskiego:
,,Nie siedziałbym w więzieniu za kapitalizm nie tylko osiem i pół roku, ale ani miesiąca, ani tygodnia”
Naukowcy dostrzegli światło po drugiej stronie kosmicznej czarnej dziury. Miło.
Koniec lipca.
Włączyłem na dosłownie minutę nieczynny od kilku dni telewizor. Nasza kobieco męska sztafeta zdobyła olimpijskie złoto. Muszę częściej tak robić.
Waldemar Malicki tej soboty tym razem o wodzie, nimfach i wodospadach w obecności gości z kosmosu. Pod koniec audycji krótka historia Karnawału zwierząt Saint-Saëns’a. Kompozytor napisał ten utwór dla żartu i schował go potem głęboko do szuflady zaznaczając testamentem, że publicznie wykonać ten żart można dopiero ,,po jego trupie”. Tak się też stało i kompozytor dostąpił prawdziwej, pośmiertnej sławy.