Środa, 1 marca
Zacząłem czytać pamiętnik Reni Spiegel. Właśnie pamiętnik a nie dziennik, pamiętnik wrażliwej nastolatki ze wszystkimi jej tajemnicami, tęsknotami, wzruszeniami. Zbyt intymne to dla mnie, voyeurystyczne, krępujące. To, że młodziutka autorka została zagazowana przez Niemców absolutnie nie wystarczy, żeby przekraczać granicę, której bez Zagłady przecież nikt by nie przekroczył. Dziewczynki takie rzeczy po napisaniu chowają i nie pokazują nikomu, nawet gdy stają się kobietami.
Bardzo ładne niektóre z jej wierszy. Piękna polszczyzna właściwa Żydom, którzy odkryli w niej poezję bez jednej nawet skazy. Pierwszą książką Julianka są wiersze jego imiennika Tuwima. Mały człowiek a od razu wie, że ,,będzie czytane”. Reaguje na okładkę i potrafi zasłuchać się do trzech wierszy pod rząd lub ostatniego wagonu w Lokomotywie :,, Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!…”
Miliarder wielokrotny Gates w swoim programie do pisania każe honorować internet dużą literą (ileś stron stąd cytowałem wpis aplikacji do dyktowania, kiedy obrazi się jej właściciela- inteligencja może sztuczna, ale zawzięta niczym jamnik starej panny piętro niżej). Bardzo mnie to złości. Może brać moje pieniądze, ale od polszczyzny wara. Nie zaszczycamy w niej dużą literą ani kanalizacji, ani wysypiska śmieci, nawet jeśli tu i tam znaleźć można jakiś przydatny przedmiot czy nadpalona książkę.
Pewien światowy wydawca medialny zamierza zastąpić swoich dziennikarzy sztuczną inteligencją. A ja głupi myślałem, że on już to dawno zrobił.
Car Rosji Aleksander II pomagał amerykańskiemu prezydentowi Lincolnowi w wojnie secesyjnej. Wysłał flotę dalekowschodnią do Kalifornii a bałtycką pod Nowy Jork. Obaj mniej więcej w tym samym czasie znieśli niewolnictwo. Lincolnowi postawiło się Południe a carowi Priwislinskij Kraj, czyli rozebrana Polska.
Czwartek, 2 marca
Warszawa i zimno. Kolacja z A. i K. jak zwykle za krótka. Tematy od sasa do lasa, wszystkie ważne, wszystkie szczere i z emocją.K.ze śmiechem o korekcie Frasyniuka przez Czarzastego, który rezolutnie zauważył, że ,,wyście tej władzy nie zdobyli, tylko myśmy się nią podzielili” Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie wieki całe polskiej edukacji, że historia to hollywoodzki film, gdzie zawsze wiadomo kto swój a kto chuj. Otóż nie.
Piątek, 3 marca
Z kolei pewien szacowny amerykański prawnik zastrzelił żonę i syna po to, by wzbudzić sympatię, współczucie otoczenia, co miało z kolei odwrócić uwagę od jego finansowych przekrętów. Wyszła mu tylko pierwsza część planu. Zdradził go jakiś tik tok z pola golfowego. Do żony strzelił sześć, a do syna dwa razy.
,,Tego lata według powszechnej opinii nie występowały prawie wcale zwykłe choroby: jeśli nawet ktoś zachorował na coś, choroba ta przechodziła potem w zarazę…Ci którzy przeszli szczęśliwie chorobę byli już bezpieczni: dwa razy bowiem nie atakowała choroba nikogo, w każdym razie nawrót jej nie był śmiertelny” napisał Tukidydes dwa i pół tysiąca lat temu. U niego też wojna powszechna z zarazą kosiły ludzkość wespół w zespół.
4 marca, sobota
Po lodowatej Warszawie wiosenna Belgia z międzygałęziowym festiwalem chórów ptasich im. Antonio Vivaldiego pod moim oknem.
Za kilka godzin będzie już lato. Lecimy do Bajamar. W końcu! Miłość, słońce, najbliżsi. Można by dopisać jeszcze wino i hvatit. Czegóż więcej w życiu chcieć?
5 marca, niedziela.
Bajamar. Kogut pieje siódmą w świt.
Na lotnisku czekał nas mój przyjaciel Rosjanin. Bez niego wszystko byłoby trudniejsze.
Szesnastoletni chłopiec zabił się w Szczecinie. Podobno zaszczuty przez państwowe media. Trudno jest przebić się przez medialny syf w Polsce, ale jeśli choć część z tego co czytam jest prawdą, to wystarczający powód, żeby zrzec się obywatelstwa albo zatkać nos i pójść na wybory. Pamiętam śmierć Grzesia Przemyka czy Marcina Antonowicza, które nie były na rozkaz ówczesnego państwa, ale w jego ramach a co gorsze także w ramach społecznej obojętności akceptowalne. Obu chłopców zakatowali na śmierć zomowcy, których główną bazą społeczną była polska wieś syta, sprytna i katolicka, stamtąd najchętniej powoływano do służby, żeby lać po mordzie miastowych . W czasach Milośevica Belgrad był pałowany przez rosłych Serbów z Bośni. Stołeczni nie nadawali się do tej młócki.
Niewiele się do teraz w Polsce zmieniło. Dyktatura chama trwa w najlepsze bez względu na poglądy i konfesję lub jej brak. Różnica tylko w ambalażu. Cham się dorobił, ma spłacone kredyty, oryginalne poglądy i takież hobby. Bywa za a czasem oczywiście przeciw. Wierzy w boga bądź nie wierzy. Ogląda tylko TĘ telewizję, nigdy tamtą! Bardzo go martwi albo ma zupełnie w dupie głód w Afryce czy wojnę w Ukrainie. Ma prostą odpowiedź na każde pytanie. Szczerze współczuje właścicielom odmiennych poglądów za ich głupotę i zacofanie. Świat jest przecież taki piękny i taki prosty. Wystarczy być sobą, czyli MNĄ!
Poniedziałek, 6 marca
Pierwszy dzień powszedni w Bajamar. Kogut pieje zgodnie z umową. Czas wolniejszy o godzinę. Julek był nad oceanem, ocean był pod Julkiem. Pierwszy raz się spotkali.
Środa, 8 marca
Cytat z Henry Jamesa Europejczyków (1880 , tłum: Z. Zinserling) otwierający ,,Europejczyków” Orlando Figesa, autora między innymi ,,Tańca Nataszy” czy ,,Szeptów”:
-Jest pan swego rodzaju cudzoziemcem
– Swego rodzaju… Wie pani, są tacy ludzie. Nie umieją powiedzieć, jaki jest ich kraj, jakie wyznanie i zawód…
W połowie XIX wieku koleje żelazne zjednoczyły Europę. Artyści, politycy i bankierzy mogli swobodnie i wygodnie poruszać się po całym kontynencie. Kolejny powód, żeby kochać pociągi.
Przypomniał mi się jeden z pierwszych kalkulatorów elektronicznych chyba firmy Unitra z czerwonym wyświetlaczem, wiele się po nim wszyscy spodziewali. A na koniec wyszło, że oprócz zwykłych liczydeł potrafi tylko zrobić napis DEBIL ale trzeba to było czytać to do góry nogami. Niewygodnie. I bez sensu.
Czwartek, 9 marca
Starszy pan z cygarem na corso przy oceanie pod sam zachód słońca, tak jak rok i dwa lata temu. Wulkan w śniegu. Nic się nie zmieniło. Ciągłość z ciszą za pan brat. Tylko ta wojna cholerna. Vojna mat rodna.
Piątek, 10 marca
From Tchaikovsky’s diary: “It is said that to abuse oneself with alcoholic drink is harmful. I readily agree with that. But nevertheless, I, i.e. a sick person, full of neuroses, absolutely cannot do without the alcoholic poison…”
Sam nie wiem, czy to tłumaczyć.
Sobota, 11 marca
Słabo z lekturą przez zepsute światło na balkonie.
Poniedziałek, 12 marca
Starszy pan z cygarem urodą i wzrostem podobny jest do Kemala Monteno. Dzisiaj spotkanie z przyjaciółmi z Sarajewa, sprawdzę czy Kemo palił.
Miejska plaża pełna po brzeg. Kolejki z ogonkiem do wszystkich restauracji. Po dwa autobusy tej samej linii na przystanku. Wieczorem szlag trafił prąd i zrobiło się romantycznie. Księżyc, gwiazdy i koguty.
Na wiejskim targu kosze pomidorów, papryk i cytryn. Rzodkiewka wielkości kartofla i vice versa. Światło letniego poranka przez zieleń wilgotną od nocnej mgły. Włodek namalował właśnie krajobraz siedlątkowski z innym światłem, ostrym, prostym, ale także pięknym. Nie wszystko przecież może być śródziemne. Gdzie i przed czym byśmy wtedy uciekali? Z czego cieszyli się jak dzieci? Czym chwalili, czego zazdrościli, o czym marzyli? Tak, nie ma Teneryfy bez Siedlątkowa.
Worek, 13 marca.
Obiad z przyjaciółmi z Sarajewa. Uciekli tu przed wojną trzydzieści lat temu. Nie chcą wracać. Dobrze ich rozumiem, choć przed wojną uciekać nie muszę. Przynajmniej na razie.
Poniedziałkowy obiad w samo południe zamiast doskwierać i nudzić przeciągnął się do szesnastej. Domowa rakija, wino, ,,nasza” muzyka, ,,nasz język”, cytaty z ulubionych ,,naszych” filmów, playlista ukochanych ,,naszych”piosenek, z których część gospodarz zaśpiewał przy akompaniamencie telefonu sam i wreszcie tematów do omówienia tak zwany ,,mały milion”. Ktoś z obecnych przy stole nieobeznany z jugosłowiańskimi klimatami zapytał mnie jak długo znamy się z S. Otóż spotkaliśmy się pierwszy raz w życiu. Ale na pewno nie ostatni.
Język bośniacki jest piękny. Dzikszy i jeszcze bardziej nasycony emocją od serbskiego. Dla nich jestem Toma, w sam raz imię na dużego faceta, chociaż gospodarz wyższy ode mnie o głowę a jego syn to już w ogóle: hiszpański koszykarz. N.płakał po śmierci Djordje Balaśevića, serbskiego barda, który pojechał z konwojem wojskowym UN w 1998 roku do Sarajewa zagrać koncert. Czekały na niego tam tłumy, przyjaciół nie wrogów.
Środa, 14 marca
W najnowszym Economist analiza przyszłej wojny Stanów z Chinami. Nowe, nie znane nam jeszcze rodzaje broni, nieoczekiwane sojusze, tygodniowy zapas paliwa na Tajwanie, alternatywne źródła internetu. Wszystko na śmiertelnie poważnie.
Pewien znajomy ex oficer pewnej dużej zachodniej armii ma syna, który postanowił zostać żołnierzem. Ex oficer powiedział mi, że jest O.K z tym, mimo oczywistego obecnie ryzyka. Ja swojemu, jeśli będzie trzeba połamię kolano i też będę z tym O.K. Jest coś bardzo nielogicznego i głęboko niemoralnego w tym, żeby nasze dzieci rodziły się po to, aby zginąć w imię betonowych chujów na koniach w centrach miast.
Mansa Musa Zuckerberg zwalnia kolejne dziesięć tysięcy pracowników. W Chinach to podstawowa jednostka dużej miary, nie tysiąc a dziesięć tysięcy, czyli: -万 – Yi Wan. Kraj wielki, więc zwariowaliby rozmieniając się na tysiączki czy setuchny. Milion to nic innego jak sto 万, a stąd już prosta droga do uroczych komedii pomyłek w przekładach, gdy szewc okazuje się miliarderem a miliarder Zuckerbergiem, czyli szewcem.
Tutaj szkoda być bogatym. Umknąć może coś bezpowrotnie. Obowiązuje stary dobry belgradzki wzór. Własne mieszkanie plus tysiąc (a nie 万!)euro na ruchy. Pełnia szczęścia i tyle w temacie.
Czwartek, 15 marca
Orlando Figesa ,,Europejczycy” kolejami żelaznymi stoją. Giacomo Meyerbeer uwielbiał tworzyć opery jeżdżąc pociągiem -Wagner go nie lubił za pochodzenie, co się dobrze składa, bo ja Wagnera nie lubię tak w ogóle. Z kolei ( nomen omen) Rossini po pierwszym zachwycie pociągów jak diabeł święconej unikał. Chopin zauroczony był połączeniem Londyn – Edynburg, zamiast trzech dni w kolasce zażył dwunastu godzin wygodnego przedziału… Półtora wieku później Krzysztof Penderecki wyznał, że najlepiej mu się komponuje w samolotach.
Pokonywanie przestrzeni i czasu inspiruje. Przed erą kolejową dwieście kilometrów oznaczało co najmniej dwa dni drogi dyliżansem, zamienionych w kilka godzin pociągiem. Ludzie rodzili się, żyli i umierali nigdy nie opuszczając swoich miejsc, jak nie przymierzając Kant Królewca. Tanie wagony z drewnianymi siedzeniami sprawiły, że podróże stały się dostępne szerokiej publiczności. Pamiętam swoją pierwszą w życiu podróż takim wagonem trzeciej klasy z Ostródy do Torunia. Piękny był. Teraz mamy samoloty trzeciej klasy i takież lotniska. Dolecieć można wszędzie w kilkanaście godzin. Czar prysł. Na chwilę jednak, bo marsjańska doba dłuższa od naszej o niecałe trzy kwadranse. Lot powrotny to jak na dzisiejsze możliwości prawie trzy lata, ale jak widać z powyższego przykładu nie ma czym się martwić. Potrzebny będzie tylko kompozytor. Kto wie, może on już jest i brzdąka sobie gdzieś paluszkami o łóżeczka szczeble dźwięki pierwsze? Ostróda-Toruń-Mars.
Piątek, 17 marca
Chłopca w Szczecinie zabiła audycja w regionalnym radio. Apele, protesty, odejścia, narady, przerzucanie się tragedią, analizy, konkluzje i wątpliwości. A wystarczy przecież rozgłośnię zamknąć, zalać betonem jak śmiercionośny reaktor w Czernobylu i opatrzeć stosowną tabliczką informacyjną dla przyszłych pokoleń.
D.V mieszka w Santa Cruz od trzydziestu lat. Uciekli z Sarajewa w drugim miesiącu wojny. Mama, przedstawicielka sarajewskiej palestry wybrała wyspę dla bananów i ryb: żeby nie wiadomo jak było źle będzie przynajmniej co jeść. Z panią V. wkrótce się spotkamy. Jej prababka emigrowała do Bośni ze Śląska za cesarza Franciszka Józefa. Odnalazłem oryginalną pisownię ich nazwiska z naszym ,,cz” po środku zamienionym potem na serbskochorwackie ,,ć” a tutaj na Teneryfie na hiszpańskie ,,ch”, bo przecież nie o poprawną pisownię ale o ten dźwięk prawdziwy i jedyny w tym wszystkim chodzi!
Ja tu chyba już gdzieś pisałem, że znajomość ,,naszego” języka otwiera najmniej oczekiwane wrota możliwości wszelkich na całym świecie. Na Marsie zresztą też: krater nazwany Jezero na cześć wioski w Bośni.
Prićaj srpski da te ceo svet razume: mów po serbsku, żeby cię cały świat rozumiał. Stary serbski żart jak słychać powyżej tynfa niewart.
Sobota, 18 marca
Fragment korespondencji z panem Andrzejem Celińskim, który pochodzi z Wyszogrodu, gdzie zaczynałem liceum:
,,Najdalej zaszedłem brzegiem wzdłuż Wisły z Czerwińska w okolice Woli, wtedy wydawało mi się to wtedy wyprawą a la Tony Halik; potem zaczynały się chaszcze i ciężko było maszerować. Pamiętam powszechny strach przed ,,Nad Niemnem” w liceum, że beton nie do przebicia. A ja na tak zwanym jednym tchu lekturę pochłonąłem, bo kończyło się właśnie przedwiośnie, Wisłę z niebem w najwyższym oknie klasztoru podziwiałem i wszystko: cała lektura, wątki, postaci nad tym Niemnem były dla mnie jasne, proste , bo moje były, stąd, znad Wisły.
Po piętnastu latach w Chinach napawam się Europą jak nie przymierzając Czyngis-Chan. Tułaczkę mam wpisaną chyba w genotyp, bo inaczej nie potrafię. Ostatnio trafiłem na taki oto cytat z Henry Jamesa ,,Europejczyków (1880 , tłum: Z. Zinserling) otwierający też ,,Europejczyków” ale Orlando Figesa:
-Jest pan swego rodzaju cudzoziemcem
– Swego rodzaju… Wie pani, są tacy ludzie. Nie umieją powiedzieć, jaki jest ich kraj, jakie wyznanie i zawód
Pomieszkuję obecnie w okolicach Santa Cruz de Tenerife i jestem właśnie po spotkaniach z jugosłowiańskimi przyjaciółmi, którzy uciekli tutaj na początku wojny z Sarajewa i są chodząco śmiejącym się dowodem na celność powyższego cytatu. Słońce, przyjaźń i miłość – towary nadal w Polsce deficytowe, choć pomarańcze już są, więc postęp jakiś jest”.
Przypomniałem sobie proces prawosławnego biskupa Pahomije w Serbii przed dwudziesty laty. Skrzywdzeni chłopcy, traumy, próby samobójstwa – kościelny standard bez względu na ryt. Mieszkałem wtedy w Belgradzie i w rozmowach z serbskimi przyjaciółmi na przykładzie poznańskiego Paetza udowadniałem im (z dużą pomocą rakiji) wyższość firmy katolickiej nad prawosławną. Struktura sztywna, z centralą za granicą, wystarczył jeden list i hierarcha zniknął. Refleksja jak kac przyszła potem: wcale nie zniknął a list był tylko jeden, zamiast dziesiątków, setek tysięcy.
Na dzisiejszym koncercie w Auditorio de Tenerife muzycy z Caramelo de Cuba zaczęli sobie naszym Fryderykiem i bardzo ten Buena Vista Chopin Club wszystkim się spodobał. Bębny bębnami, ale fortepian był porządny.
Poniedziałek, 20 marca
Wieczorny spritz z przyjacielem Rosjaninem N. Uciekł już na dobre. W miastach łapią, branka na ulicy, ,,rysowane” czyli fałszowane zwolnienia już nie pomagają. Aktor Aleksiej Sieriebriakow przeciw wojnie. Shnur z grupy Leningrad nie wiadomo. Konstantin Chabienski natomiast ponoć za, co dziwi w przeciwieństwie do Nikity Michałkowa, którego N. nazwał kieszonkowym księgowym Putina ( карманный бухгалтер). Popsioczyliśmy na swoje ojczyzny – każdy na swoją. Razem rugaliśmy sowietyzm. Część rodziny N. mieszka w zachodniej Ukrainie. Jego ojciec ledwo z końcem wiąże koniec profesorską emeryturą. Nigdy nie umiał brać, a to poważna wada w sowietyzmie. Handicap na całe życie plus przyszłe pokolenia. Obaj tak samo reagujemy na radiowóz nocą, gdy do drzwi załomocą. Trzy lata temu flandryjski policjant chciał mi wręczyć wizytówkę, żeby dzwonić doń jak będzie trzeba. N. uśmiał się po pachy.,, Aluzju poniał…”
Natomiast w naszym polskim Cielęcinie odbyły się właśnie dwudniowe, największe w kraju I Rzeźnicze Targi Służby i Pracy. Zaproszone do kompleksu przetwórczego prosięta z cielętami mogły obejrzeć na własne jeszcze oczy wysokowydajne linie do uboju, maszyny ćwiartujące oraz zmodernizowane kiełbasiarki z samonaciągającymi się flakarkami. Zwiedzającym zaprezentowano proekologiczny zintegrowany system zlewu krwi oraz doskonale wygłuszoną ubojnię, gdzie przez najwyższej jakości głośniki całą dobę, siedem dni w tygodniu sączy się miła każdemu sercu, relaksująca muzyka.
Wtorek, 21 marca
Miałem okazję zwiedzić miejsca popularne w czasie zarazy. Bezludna Florencja, martwe Cannes, Wersal na zapisy i co drugie miejsce w La Scali. Wszystko w maskach i z testami. Teraz orzech nie lada w związku z koncertem Zimermana w Amsterdamie. Gdzie stanąć? Miasto zrobiło się nieznośne. Godzinę dalej pociągiem ceny nadal są odwrotnie proporcjonalne do standardu – widać spryciarze tacy jak ja dawno już wpadli na mój pomysł. Pozostanie chyba jechać z Antwerpii pociągiem i wrócić do domu po koncercie.
Przypomniały mi się niedzielne koncerty w Royal College of Music przy Albert Hall w Londynie. Bilet kosztował tyle co piwo w pobliskim pubie. Artyści znamienici i jeszcze bardziej znamienici. Publiczność przynajmniej w części ta sama co na koncertach przy świecach w St. Martin-in-the-Fields, tam bilety chyba za dwa piwa były. Kiedyś za sąsiadkę miałem pewną czarnoskórą panią z dłońmi zniszczonymi ciężką, fizyczną pracą. Tak się złożyło, żeśmy sobie we wzruszone oczy w pewnym momencie spojrzeli. Pani była w wieku emerytalnym i stać ją było na londyński koncert. Kochała muzykę.
P.S
Falangi turystów z rydwanami walizek do czterech zaprzężonych kółek. Mieszkania na doby, na godziny hotele, w sekundę życie. Atrakcje żywe, martwe natury. Barcelona, Wenecja, Amsterdam, Paryż, Rzym! I tylko nie Radom.
Czwartek, 23 marca
Dostałem projekt okładki Cara z wydawnictwa. Wygląda solidnie, projekt Włodka stał się ciałem. Pozostaje kwestia notki biograficznej. Pisać samemu o sobie i głupio i trudno. Taki autoportret z pamięci, opis nie widzianego a przeżytego obarczony jest zniekształceniem jak grzech pierworodnym.
Na monitorze wywiad z Agatą Kuleszą. Pani Agata mogłaby milczeć a ja i tak gapiłbym się na nią w pełnej hipnozie. I nie wiem, która jej rola jest lepsza od której, bo wszystkie dla mnie są najlepsze.
Piątek, 24 marca
Parafialność życia politycznego w Polsce przygnębia. Jego oczywistość i przewidywalność sprawia, że byle cwaniak lub socjopata może w łatwy sposób zawładnąć większością. Demokracja dla carskiej Rosji okazała się bolszewicką katastrofą, dla weimarskich Niemiec hitlerem a dla nas rumianym pucułkiem z pistoletem na wodę za paskiem. Każdemu według zasług…
Planeta VHS 1256 b jest trzydzieści razy młodsza od Ziemi, czyli ma tylko 150 milionów lat. Należy do tak zwanych brązowych karłów-przezwana tak z powodu wieku?… Bo niby nie z naszego układu?!Nieładnie.
Jak przystało młodej latorośli atmosferę ma gorącą, ponad 800 stopni C. Za kilka miliardów lat powinna się wystudzić. Wiadomo, dojrzałość.
Doczytałem: brązowy karzeł to obiekt ,,gwiazdopodobny”. Nie lubię tego określenia mając cały czas w trawiennej pamięci produkty ,,czekoladopodobne” z czasów Wielkiej Siermięgi, czyli końcówki lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, tysiąclecia, życia. Lepiej chyba brzmi gwiazdokształtny coś jak człekokształtny, czyli jak polityk, czyli… No dobrze, przestaję.
Sobota, 25 marca
Polska piłka znów skopana. Tym razem w Pradze. Futbol narodowy jest jak polityka i innym być nie może, bo mu kraj pochodzenia na to nie pozwala. Z gówna bicza nie ukręcisz. Brać udział w wyborach to tak jak zasiadać w tych kretyńskich szalikach czy kapeluszach z piszczałkami na trybunach kolejnych stadionów. I znowu nic się nie stało i nikomu nie staje. I tak w kółko. Nawet jak wygrają wybory tamci, to i tak będą jak ci, a jak przyjdą jeszcze inni, to nie daj boże, ale w sumie też podobnie.
Turgieniew, żeby dostać paszport na wyjazd z Rosji potrzebował zgody cara. A ja ani nie Turgieniew, ani carski rab. I paszportu nie potrzebuję.
Mój rosyjski przyjaciel zauważył, że u nich paszport do wyjazdu za granicę czyli tzw. ,,zagranpaszport” na prowincji nadal jest dobrem deficytowym. ,,Zagranpaszport”…Natychmiast przypomina mi się diabelski rechot Bułhakowa o rybie drugiej świeżości. Świeżość może być przecież tylko jedna, tak jak paszport zagraniczny, bo jakiż by inny?
Mój z kolei car wychodzi z podziemia. Włodek napisał notatkę biograficzną strzelającą słowami, których przy pierwszym czytaniu od razu pozazdrościłem. Ale prawda jest taka, że nie ja je wymyśliłem i tutaj fakt ten uroczyście potwierdzam.
Niedziela, 26 marca
Piątkowy koncert w Auditorio de Tenerife jak to zwykle tam. Kieliszek wina w otwartym na ocean foyer. Debussy i ,,Obrazki z wystawy Musorgskiego” w orkiestracji Ravela. Ostatnia, dziesiąta część to ,,Wielka brama Kijowa”. Odczytałem tytuł neutralnie, bez podtekstu. Łatwo się tu zapomina o rzeczach złych. Pamiętam orkiestrację Szostakowicza Chowańszczyzny Musorgskiego w Albert Hall sprzed sześciu lat, czyli wojnę temu. Pięć bitych godzin w jaskółce pod dachem z ilością artystów w pewnym momencie równą chyba tym co na sali. Piękne wspomnienie.
Poniedziałek, 27 marca
Kolacja z rosyjskimi przyjaciółmi. W sprawie Shnura z grupy Leningrad N. twierdzi, że skoro go widać to znaczy, że jest za. N odpowiada jak automat w tych sprawach strzelając krótkimi seriami: jak ktoś jest (w domyśle w mediach) to jest (za Putinem) jak nie jest to nie jest, chociaż przecież jest, bo oddycha, myśli i czuje.
Śpiewający Mandelsztama Shortparis z Petersburga mało kogo na tym świecie obchodzi więc może sobie być i przeciw i za ale dla mnie najważniejsze jest to, że może być tak w ogóle, bo życie bez nich i smutne, i straszne.
Środa, 29 marca
Doczytałem u Figesa, że Szopen nie umiał się koncertami sprzedawać. Stawki miał niskie, ratowały go lekcje fortepianu dla arystokratów i ,,numer na Beethovena”, czyli jednoczesna sprzedaż premierowych partytur we wszystkich możliwych stolicach, żeby tylko wyprzedzić piratów. Gardził artystami, którzy dawali skusić się sowicie do Petersburga czy Moskwy. Wyjątkiem Liszt, który na pierwszym rosyjskim koncercie słysząc gadającego w loży cara przerwał grę a na pytanie o tego powód odpowiedział, że gdy car mówi, to nawet muzyka musi zamilknąć. Więcej go o występ w Rosji już nie poproszono. Stracił fortunę.
Szopen był zniesmaczony pierwszym festiwalem poświęconym Beethovenowi w Bonn. Z ilości wystawionych na aukcję mebli wysnuł wniosek, że kompozytor musiał być w czasie wolnym meblowym hurtownikiem.
Czas już letni, za oknem kogut pieje w ciemny świt.
Mój rosyjski przyjaciel N. ma odruch wyłączania telefonu w trakcie co bardziej szczerych rozmów. To chyba nie jest komplement pod adresem rosyjskiej państwowości. Po przeczytaniu wywiadu z prof. Gralą na temat Rosji jego pierwszą reakcją była uwaga, że Rosja to po pierwsze Tiumeń a nie Petersburg czy Moskwa. Dla mnie prawda taka sama jak to, że Londyn to nie U.K a Nowy Jork nie Stany. N. w ogóle jest bardzo ,,statystyczny”, rzeczowy do bólu w swoich uwagach, nierosyjski według obowiązujących schematów.
Wstaje nowy dzień, czas zarobić na chleb.
Czwartek, 30 marca
Sprawdziłem siebie rok przed. Byłem w Belgradzie, jadłem kolację z profesor I. z Rosji, oglądałem Wujaszka Wanię w Jugosłowiańskim Dramatycznym i słuchałem koncertu Legend w Domu Sindikata. Treściwie. Mój dziadek Olek mawiał ,,prościwie”, to chyba z lubelskiego słówko. Piękne jak mój dziadek, który w białej koszuli z przyczesanym wąsem wychodził sobotami na wesela by grać na wszystkim w co się dmucha: saksofonach altowym i basowym, klarnecie, trąbce… Brakujące dopisać.
Miał Chopin charakter jak nazwisko przez duże C! Wielki był wariat. Nie frymarczył swoim geniuszem. Opłakiwała go cała Europa. Trumnę nieśli Delacroix, książę Adam Czartoryski. Wiosna ludów złamała mu finanse, musiał uciekać do Londynu w poszukiwaniu chętnych na lekcje fortepianu. Będąc artystą wybitnym i jednokrotnym zachował moralny kompas. Geniusz połączony z etyczną intuicją, dzięki której przejrzał na wylot Towiańskiego. Szkoda, że się z Kazikiem minęli, bardzo do siebie są podobni.
Piątek, 31 marca
Czas wyspę upodmiotowić , uważnić jak to było z Ukrainą: do i w Teneryfie a nie na.
Właśnie sobie spaliłem pysk na plaży. Celowy zapas słońca na Polski tydzień.