3 stycznia czwartek
Samolot do Moskwy. Marai w czasie podróży po Europie przez bite trzy miesiące nie przeczytał ani jednej książki. Co za ulga!! Ja cały czas jestem w podróży i coś tam czytam, choć ,,ruku na srce” ostatnio mizerniutko u mnie z lekturą.
9 stycznia środa
Kawiarnia w Szanghaju. Odrabiam zadania. Dużo śpię i nie piję alkoholu. Za oknem pada.
10 stycznia czwartek
W samolocie do Guangzhou, gdzie lepij bo cieplej. W Szanghaju szaroburo, zimno, wstrętnie. Wczoraj bolała mnie głowa, podwójnie bo niewinnie- nie piję wina od tygodnia, zastąpiwszy ten nawyk siorbaniem oryginalnej cejlońskiej Earl Grey. Prawie w ogóle nie czytam.
Codzienność ogryza mnie do kości.
Kilka dni temu wydarzyła mi się arcyciekawa i miła historia. Otóż w palarni klasy biznes lotniska Szeremietievo (jedyne miejsce gdzie można palić) poznałem grupę Chińczyków z Harbinu lecących na Kubę. Poczęstowałem ich swoją ,,kręconą” cygaretką z Zurychu. Bardzo się ożywili, rozmawialiśmy chwilę po chińsku (chwilę określił rozmiar mojego słownika)
Na koniec jeden z nich poprosił mnie o wechat i adres w Szanghaju. W sobotę przyszła mała paczka, położyłem ja na biurku myśląc, że to zamówienie z sklepu. Otworzyłem dopiero w poniedziałek i zaniemówiłem. W środku była kolekcja pięknych kubańskich cygar, różnych rozmiaróww charakterystycznych tubach i luzem w pudełku. Podziękowałem od razu darczyńcy na wechat, który po uprzejmościach odpisał mi, że nasze spotkanie to zrządzenie losu. Pożyjemy, zobaczymy… WotKitaj!!!
Poranek 11 stycznia, piątek
Hotel na Południu.
Noc jak ciemna cholera, ktoś wbijał szpile w moją lalkę Voodoo. Sny- niech je autorzy sobie wezmą w p… materinu.
Idę na trening.
Piątek 18 stycznia
Po południu. Dzisiaj pierwszy raz w życiu wygrałem z kimś w stylu klasycznym na basenie. Całe życie stosowałem złą technikę. Więcej nóg niż rąk do tego trzeba. Ot i co.
Niedziela 19 stycznia
Lepszy dzień. W końcu. Wieczorem pisałem z Jackiem.
Lubię niedzielne poranki, szare z błyszczącymi wilgocią chodnikami imgłą ponad. Dokładnie takie same były w listopadowej Łodzi.
Muszę sobie jeszcze poradzić z reakcją mojego ciała na głos Trumpa…
Wtorek 22 stycznia
Spokojny poranek w domu. Wariacje Goldbergowskie w wykonaniu Christiny Bjorkoe.
Doczytuję się online, że jest zwyciężczynią nordyckiego konkursu fortepianowego w Reykjaviku. Brzmi lodowato w przeciwieństwie do jej muzyki.
Czwartek 23 stycznia
Trochem w domu. Chwila wytchnienia w ciągłej podróży. Kawa, pomarańcza, poranny koncert- dzisiaj Haydn i można świat doganiać.
Wczoraj skończyłem Maraia, który w wieku 65 lat przepowiadał sobie rychłą śmierć i sukces Chińczyków w XXI wieku. Pomylił się tylko w pierwszym.
Za oknem słońce od kilku dni. Wczoraj przeszedłem Bund od deski do deski. Wyszło 9 km wszystkiego razem. Piknie. Udało się zrobić dobre dwa zdjęcia telefonem. Nazywam to szkice telefonem. Dzięki poręczności jestem w stanie reagować na tak nieoczekiwane wydarzenia, jak słońce w samym środku kopuły Mao lub jedną jedyną białą chmurę zawieszoną na ,,Otwieraczu „ widzianymna skos.
Niedziela 27 stycznia
Przeziębienie łajza czai się od wczoraj i skrada niemrawo a jutro wylot do Sajgonu, Bangkoku i na koniec Colombo. Katar w tropikach to kiepski pomysł.
Późny Marai trochę mnie zmęczył, nie był tak pociągający (ach ten katar) jak w drugim i pierwszym tomie. Czy to Ameryka tak na niego wpłynęła, czy na odwrót? Diabli raczą wiedzieć ale za dużo tam małostkowej zgryźliwości, z którą zupełnie nie do twarzy temu pisarzowi.
Listy Orwella z wyspy Jura. Pisze 1984, jest szczęśliwy, łowi ryby i poluje na zające. Prosi o nowe buty z Ameryki, bo w Anglii nie sposób ich kupić.
Piątek 1 lutego Bangkok.
Odwiedzam stare miejsca w tym ,,mój” sklep na rogu Sukhumvit i Soi Nana. Pusto, wyprzedają towar i zamykają. Właściciel (brat tego który na kalkulatorze obliczał swój staż pracy tam-chyba o tym kiedyś pisałem tutaj) poinformował mnie, że likwidują sklep za kilka tygodni po 48 latach działalności. Przychodziłem tam od prawie 30 lat… Nie zdziwiłbym się gdyby na ich decyzjęmiała wpływ śmierć króla. Nowy jest trudny do zaakceptowania. Z niechęcią patrzę na banknoty z jego podobizną.
Środa 6 lutego
Lecę z Colombo przez Abu Dhabi, Rzym do Belgradu. Przede mną Eindhoven, Amsterdam, Barcelona, Katowice, Wrocław, Podgorica, Skopje, Belgrad, Singapur, Szanghaj, Chengdu, Hanoi, Sajgon, Kula Lumpur, Singapur, Jakarta i znowu Szanghaj gdzieś w połowie marca. Czyli tak jak lubię…
Wczoraj kolacja w ekskluzywnym hotelu w Galle. Gruba jak wieloryb Angielka scenicznym szeptem wyjaśniła, że nie akceptuje gości z Indii, Chin i Rosji. Przedstawiła się jako właścicielka. Od razu mi się nie spodobała. Pomyślałem, że taka z niej właścicielka jak z koziej trąba. Dzisiaj potwierdziło, że miałem rację wczoraj.
Czwartek 7 lutego
Lotnisko w Rzymie a poranek w słońcu. Ładnie ale organizacja pracy w porównaniu z Azją fatalna. Na granicy bezhołowia,szczęście że z gustem.
Dałem się ,,nabrać” na wspomnienia generała Andersa i nie wziąłem nic więcej do czytania. Wystarczyło na kilka dni.
Sobota 9 lutego
Cichy poranek w Belgradzie, miękki dywan w pokoju. Sobota.
Piątek 22 lutego
W samolocie do Singapuru. Samolot polski zmiłą obsługą. Sporo mimo wszystko czytam, ale nic nie piszę.
We Wrocławiu wziąłem Karskiego, w Warszawie Wojewódzkiego i książkę o śledczym SS, który tępił nadużycia personelu w Auschwitz.
Środa 27 lutego
Dzisiaj o 9 rano przemawiałem do około tysiąca chińskich gości na konferencji w stolicy Syczuanu Chengdu. Na szczęście przez mikrofon a nie lufcik. Tłumaczył mój chiński przyjaciel R.
Przynieśli mi nową walizkę do numeru. Stara nie wytrzymała…
Starszy z braci Ch. odpowiedział na moje dictum: Chiny są tak wspaniałym krajem, że nie trzeba być gangsterem. Szacunek, mógłby być a nie chce. Fantastyczny facet.
Środa 6 marca w samolocie do Hanoi
Rozbawił mnie parokrotnie Wojewódzki swoimi wspomnieniami kupionymi na Okęciu z braku laku. Zaczynam czytać równolegle wspomnienia sekretarki Rumkowskiego i książkę o śledczym z SS, który bezlitośnie tępił nadużycia w obozach. Skazał na śmierć między innymi komendanta Kocha, a do więzienia wtrącił komendanta Płaszowic. Dbał człowiek o to, żeby więźniom nie działa się nie przewidziana prawem krzywda. Komory gazowe były poza jego jurysdykcją. Paradoks? Absolutnie nie! Zagłada była pierwszą w historii ludzkości zbrodnią państwową i jako taka podlegała stosownym regulacjom.
W środku nocy gdy nie idzie za cholerę zasnąć czytam historię Arabów Houraniego. Piękna rzecz, pełna harmonii jak i naród tam opisywany. W dzisiejszym komentarzu Economistainformacja o coraz większym odsetku młodych mahometan asymilujących się do życia w świeckiej Europie i drastycznym spadku zamachów. Przypomnienie o wkładzie islamu w europejski renesans. Nareszcie zaczynamy mówić ludzkim językiem.
W pełni się ateizuję. Oczywiście z szacunkiem traktuję potrzeby deistyczno-sakralne innych ludzi i nie potrafię wyobrazić sobie organizacji państw czy narodów bez mitów oraz zakazów, ale religie -szczególnie te wielkie i monoteistyczne- są dla mnie nie do przyjęcia. Ostatnie informacje na temat wybryków katolickich kapłanów -,,braci analnych mniejszych”-podziałały jak kubeł zimnej wody. Kościół katolicki jest tak dogłębnie zdegenerowaną instytucją, że gdyby tylko był jakimś tam stowarzyszeniem na przykład amatorów wędkarzy to dawno otrzymałby zakaz działania w wielu szanujących porządek krajach.
Rodzina R. ma księgę opisującą około tysiąc lat jej historii. Chińczycy czczą rodzinę i duchy przodków. Konfucjusz nigdy nie zaglądał nikomu do majtek. Sex nie jest sprawą tabu w Chinach. Onanizm nie został uznany za grzech ciężki równy morderstwu, pederastia była tolerowana jak odmienna fryzura czy ekstrawagancki wygląd. To jest w ich genotypie. Myślę, że ciężko byłoby przeprowadzić w Chinach Zagładę. Pal sześć, że zbrodnia ale co w tej Książce napiszą…Co pomyślą przyszłe pokolenia?
Czwartek 28 marca
Samolot do Shenzhen. Skromnie zapowiada się w tym roku ten dzienniczek.
Hainan 14 kwietnia 2019
W czasie łowów milczą muzy.. Nie ma czasu na dziennik. Tempo jest szalone.
Trzy dni tropików w dobrym hotelu z plażą i wszystkim co trzeba. Regeneracja:
16 kwietnia wtorek w samolocie z Hainanu do Hangzhou
Chandra chandrzy ale się nie daję. W sumie bez powodu, w sumie tak bywa.
Jutro znowu samolot, tym razem do Chengdu. W piątek wracam na Hainan spędzić święta na plaży.
Delacroix pisze z pogardą o muszkieterach, że to żadna odwaga strzelać z odległości. Przewiduje, że wkrótce zabijać będą maszyny.
Mój komputer reaguje na głos. Kazałem włączyć Bacha i włączył na chybił ale jednak trafił.
Przemiła stewardesa proponuje kolejną lampkę wina. Nie chcę, dziękuję.
Zmęczonym.
27 kwietnia sobota, lotnisko w Szanghaju
Lecę do Colombo. Tydzień temu kwadrans przed pierwszą bombą zrezygnowałem z Shangri-La bo za drogo.
Nie wiem, czy wypuszczą mnie z lotniska bo curfew do 4 rano a ja przylatuję koło północy.
Od niedzieli mam mieć kogoś do ochrony. Jutro rano ocenię sytuację. Z mediów za cholerę nic nie można się dowiedzieć a mój lokalny kontakt wypowiada się zbyt optymistycznie o sytuacji.
A z tego wina co powyżej to zrezygnowałem bo miałem zatrucie pokarmowe o czym dowiedziałem się po wylądowaniu w Hangzhou….
28 kwietnia niedziela
Moje okna wychodzą na Shangri – La. Miał być krótki reportaż a wepchał się wiersz:
Colombo. Strach. Dziennikarze i psy.
Nieruchoma tafla
Basenu Shangri-La
Puste ulice
I bezdomne psy
Patrole
Kontrole
Broń
Strach w oczach kelnera
Strach w oczach portiera
Pręga karabinu
W poprzek żołnierza
Znużeni dziennikarze
Z kamerami
Gotowymi
Do strzału
Sapiący pociąg
Bez okien
I pasażerów
Zakrzepła budowa
Pod obstawą dźwigów
Colombo
Strach
Ja i Ty
Colombo 28 kwietnia 2019
.
30 kwietnia wtorek
Colombo w sobotę zrobiło na mnie przygnębiające wrażenie. Znam ten strach w powietrzu z rewolucji w Timisoarze i początków wojny w Jugosławii. Złe powietrze, puste ulice i bezdomne psy plus dziennikarze z gotowymi do strzału kamerami. Spałem w hotelu naprzeciwko Shangri -La. Hotel prawie pusty. Dzisiaj we wtorek wieczorem, kiedy piszę te słowa sytuacja wraca do normalności. Nadal dużo wojska i policji, ale ludzie zachowują się spokojniej. W samolocie do Hong Kongu rodziny z dziećmi z ambasady amerykańskiej- bardzo głośni… Poprosiłem o miejsce z daleka, chcę przespać tę noc.
Obejrzałem tutaj film Neila Jordana Breakfast on Pluto.
Mało ostatnio czytam i źle mi z tymale pracy tyle, że wieczorem mam energii dość tylko na seriale z Netflixa. Mocno niezbyt so to say…
7 maja wtorek
Pociąg do Jinan, wczoraj pociąg do Haining i z powrotem, przedwczoraj pociąg do Taizhou. Pociąg do życia cały czas duży, niezaspokojony …
Zmarł aktor, który grał małpę.
W smutku na kwadrans pogrążyły się wszystkie media i małpa, której nigdy nie było.
Środa 29 maja samolot z Guangzhou do Chengdu
Ledwo czytam, prawie nie piszę. Unikam też od pewnego czasu alkoholu, który mi się znudził, przejadł i przepił. Czytam kilka stron Delacroix do snu i to mi wystarcza. Po przebudzeniu zamiast gazet uczę się szybko na aplikacji chińskiego oraz hiszpańskiego. Doskonały prysznic z rana.
Nachodzą mnie czasem refleksje, że warto byłoby gdzieś zbudować dom lub przynajmniej wynająć coś na stałe. Między jednak Bogiem a prawdą wcale mnie to nie ciągnie. Los Żyda tułacza zdaje się przeze mnie być losem wyciągniętym na loterii.
Samochód Shenzhen – Huizhou 5 czerwca 2019
Na południu Chin letnie monsuny i burze. Samoloty znowu zaczęły się spóźniać, ostatnio z Szanghaju do Guangzhou podróżowałem (głównie czekałem) 9 godzin.
Wczoraj też przyleciałem do Shenzhen późno, tuż przed północą.
To co mnie ratuje w takich chwilach to poranna wanna i koncerty fortepianowe
Bacha – wożę ze sobą przenośny głośnik tak aby jakość dźwięku była lepsza.
Słucham też dużo Szopena i Schuberta ale bardziej w dzień, bo o poranku to za dużo jak dla mnie mają w sobie emocji. Kawa wystarczy.
20 czerwca czwartek
Kanapa w Szanghaju, wizyta z Polski, szum we łbie i samolot do Sajgonu- po południu. Mimo wszystko spokój wbrew niespokojnemu Rachmaninowowi z głośnika na stole. Dzień poniżej normy ale nie oczekiwań.
28 czerwca w samolocie z Guangzhou do Sajgonu skąd wyleciałem w ostatni poniedziałek i chybam sobie upatrzył coś na kształt obozowiska do wracania.
Poprzedniej niedzieli zwiedzałem bunkry i tunele pod Sajgonem. Byłem też w pałacu prezydenckim z meblami z lat siedemdziesiątych. Ostatni premier Południowego Wietnamu przyniósł nominację nowo mianowanego rządu do podpisu dla prezydenta, gdy ten przez radio ogłaszał kapitulację.
Dzisiaj w liście Orwella do londyńskich Wiadomości z 1949 roku znalazłem piękny fragment o Conradzie, a kilka stron wcześniej o Russelu – bez którego wykładów na I’podzie tak jak bez Bacha nigdzie się nie ruszam.
Oglądam serial o Einsteinie na podstawie biografii Isaacsona. Bardzo ciekawie i z pożytkiem dla siebie w kontekście uczuć oraz prywaty.
1 lipca poniedziałek Grand Hotel Sajgon
Wracam do dziennika, książek i pisania(Micky). Krótsze wieczory, wcześniejsze świty.Zobaczymy jak pójdzie.
Dzień następny według nowego reżimu.
Ostatni poranek w Sajgonie. Pracowite wczoraj. Nadal nie mam biletów do Polski. Powinienem lecieć na koniec tygodnia.
Przed śmiercią Orwell dowiedział się, że fryzjerzy nie chcieli strzyc jego włosów i wypychali zawsze kogoś spomiędzy siebie do wykonania tego zadania. Tak właśnie Orwell poznał swojego przyjaciela.
7 lipca niedziela Wrocław.
Po podróży spałem 14 godzin. Jest piąta rano, ptaki już nie śpią, piję kawę, słucham Szwajcarów i jestem spokojny&szczęśliwy.
Zamieniłem dzienniki Kowalskiej na Dąbrowską. Kochanki, przyjaciółki, pisarki. Ten sam czas – początek pięćdziesiątych – a jakże inaczej opisany. U Dąbrowskiej z pasją, urokiem; u Kowalskiej wszystko ciągnie w dół, czyta się z mozołem. Poza wszystkim ,,Noce i dnie” to arcydzieło, autorka nie mogła być osobą nudną. Dzięki obu kupuję właśnie dzienniki Pepysa w tłumaczeniu Dąbrowskiej.
Stalinizm zwalił się z taką siłą na wyniszczony i upodlony wojną kraj, że nie ma co się dziwić ogłuszeniu polskiej inteligencji.
9 lipca Wrocław wtorkiem
Mój tour-operator chińska firma C-trip poinformował mnie, że należę do elitarnego 1 % chińskich podróżnych. W ciągu roku pokonując dystans prawie 200 000 kilometrów okrążyłem pięciokrotnie Ziemię, spędziłem ponad 300 godzin w powietrzu, odwiedziłem 37 miast i wyspałem prawie 100 hotelowych nocy (myślałem, że więcej…)
Polska od przylotu powitała mnie chamstwem przez małe ,,ch” ale zawsze ,,ch”. Nie jest to jakaś nasza szczególna dominanta dotyczy chyba wszystkich krajów na dorobku po ciężkiej sowietyzacji ale swędzi podwójne, bo własna.
10 lipca w samolocie z Wrocławia przez Warszawę do Belgradu.
.
13 lipca Sopot (a)
Jeden dzień nad morzem, spotkanie z Ewą w sprawie Cara.
Próbowałem spacerować po plaży rano ale ziąb jak cholera a ja krótko ubrany.
Wczasowicz na chudych nogach wchodził drżąc do kąpieli. Widać uparty typ, jest na wczasach to trzeba się wykąpać w morzu. Strach pomyśleć co mają z nim w hotelu.
W hiszpańskim mam problem z czasownikami permanentnymi (soy) i tymczasowymi (estoy). Okazuje się, że bycie winnym jest permanentne (a gdzie przedawnienie, subiektywność samego bycia winnym). Podobnie z byciem żywym, które jest przecież stanem tymczasowym.
15 lipca poniedziałek w pociągu do Katowic
Nerwowy sen w nocny deszcz. Kawa w wagonie Warsu o świcie jak zawsze dająca siłę, optymizm i pomysł.
16 lipca wtorek, znowu Wars tym razem jednak na katzu.
Jutro przez Helsinki do Szanghaju. Jeszcze tylko spotkanie w Warszawie, mam nadzieję, że krótkie oraz na temat.
W głowie siedzi jazda z D. z Szabca do Belgradu ostatniego czwartku. Znam go już trochę a takiego nie podejrzewałem. Piękny człowiek, nic dodać a tym bardziej ująć. Opowiadał o swoim ojcu, który umarł krótko i po męsku na raka płuc. D. zawiózł go do znachorów. Stary zgodził się, ale tylko raz tłumacząc mu jednocześnie, że zrobił to tylko dla niego. Potem wziął wszystkie sprawy w swoje ręce- przepisał dom żonie, firmę D.i a kiedy umarł po trzech dniach na morfinie, to cała fabryka czekała na D. jak na przyciśnięcie guzika w automacie. Ruszyło wszystko i hula do dzisiaj.
Samolot do Helsinek lipiec 17 tego
Z dziennika Marii Dąbrowskiej:
,,Dziwne to mieć i kochać ojczyznę, do której tylu właściwości niepodobna się przyzwyczaić- od klimatu począwszy, na psychice rodaków skończywszy. To doprawdy w całym znaczeniu tego słowa miłość nieszczęśliwa”
Wczoraj jak młyński kamień a i dzisiaj nie lepsze.
Zamierzam spać dzisiaj w samolocie do samiuśkiego Szanghaju a potem i tam co najmniej do południa. Potem spotkanie, noc najpewniej przerywana, jazda pociągiem do Hainingu, powrót taksówką na lotnisko w Szanghaju skąd bezpośrednim na Singapur.
Piątek, samolot do Singapuru 19 lipca
W drodze po weekend.
Wczoraj i dziś służbowo, udało się wyrwać czas na treningi, lekturę oraz sen. Unikam alkoholu jak diabeł święconej. Kolacja z gościem z Brazylii przy kieliszku szampana.
Czwartek w Huizhou koło Shenzhen 25 lipca
Śniadaniowa lektura Economista. Piękny esej o językach pochodzących z łaciny:
,, The only unchanging language is an unspoken one”
Niedzielnym wieczorem byłem na koncercie orkiestry symfonicznej w singapurskim ogrodzie botanicznym. Grali dużo Szostakowicza. Siedzieliśmy boso na trawie, piliśmy czerwone wino a słońce sobie niespiesznie zachodziło. Razem z nami rosyjscy znajomi. Potem wspólna kolacja, rozmowy do późna po rosyjsku. Piękni ludzie, piękne twarze i dusze. J. skończył matematykę w Moskwie, co odgadłem po rysach jego twarzy. Jedna z tych magicznych chwil, o których się nigdy nie zapomina.
Przypomniał się koncert MiszyMajskiego w ogrodzie botanicznym pod Szanghajem cztery(?) już lata temu.
Środa 31 lipca
Zatrucie od soboty, wczoraj szpital i te same co przed rokiem leki od tego samego lekarza a teraz wieczór pod bramką ze spóźnionym samolotem do Shenzhen. I mimo to bach! W uszach Bach , w sercu smutek nieduży, wewnętrzny spokój -wszystko może przez antybiotyki, osłabienie, znużenie… Ważne, że spokój i jakaś taka harmonia.
Czytam Piotra Kitrasiewicza ,,Artystów w cieniu Stalina”, pewnie byśmy mogli spędzić ciekawy wieczór na rozmowie. Podobne tony i akordy w pisaniu, podobne widzenie takiego na przykład Jagody. Zostało już tylko 30 stron a opóźnienie samolotu co 10 minut rośnie o kolejne dziesięć – równanie na Wieczność.
Twarze ludzkie ,,dworcowe”, cierpliwie zmęczone, niezainteresowane.
Ekran zaświecił na zielono. Rusza boarding. Kończę.
P.S Poruszył mną bardzo opis samobójstwa Cwietajewej, mimo że znany ale czytany po dwudziestu latach do innych zgoła mnie refleksji był doprowadził.
,,Bohaterstwem ciała jest umrzeć, bohaterstwem duszy żyć”- to od Niej.
Mogłem wziąć więcej Dąbrowskiej z Wrocławia, tez mi się już kończy…
8 sierpnia samochód z Hangzhou do Anji
Kwartety skrzypcowe Schuberta kojarzą mi się z taką dobrą, dziewiętnastowieczną niemieckością. Jak powiedział kiedyś Nenad – Niemcy byli wtedy ,,plavim narodem” narodem z nieba bez własnej ojczyzny. Szlachetni, praktyczni i porozrzucani po Europie jak Słowianie. Chwała Światowidowi, że nie udało się nam Słowianom złączyć w jedną Rzeszę.
Wczoraj przyleciałem z Tianjin, dzisiaj lecę do Colombo przez Hong Kong. W sobotę mam nadzieję odpocząć choć trochę.
30 sierpnia
Fotel w Szanghaju.
Bardzo nie lubię swojego komputera. Miał być mały a jest za mały. Minęły już dwa lata a moje palce nadal nie mogą do niego przywyknąć i błędy ciągle te same wskutek tego się wstukują.
Skończyłem czytać Dąbrowską i Orwella. Po obiedzie czytam Historię Starożytnego Egiptu Kempa, gdzie znalazłem taki oto fragment: ,, Najczęściej tak niewiele istotnych zmian okoliczności zachodzi w ciągu ludzkiego życia, że każdy z graczy to tak naprawdę wiele pokoleń traktowanych jako jedność. Ponadto w prawdziwym życiu gry toczą się dalej jeszcze po wygranej..”
4 września środa w deszczu od przedwczoraj
Czytam Włodku Szrama z wielkim przeżyciem.
Z mojego dzisiejszego listu do T:
,,Chiny mają komfort planowania i egzekucji polityki zagranicznej na najbliższych 50 a może i 100 lat.
W Hong Kongu muszą polecieć głowy na górze dla zasady i gawiedzi. Miasto jest zdegenerowane plutokracją w wykonaniu kilku majętnych rodzin, których chciwość doprowadziła ceny mieszkań do absurdu a młodych ludzi na ulice. Czas wielkości tego miasta przeminął. Finanse oparte na juanie przejdą do Szanghaju lub Singapuru a pozbawieni życiowych szans młodzi ludzie wyjadą do Shenzhen, które właśnie zapowiedziało plan rozwoju tego miasta jako alternatywy dla młodych zdolnych zza miedzy z preferencyjnymi cenami mieszkań.
Hong Kong przespał swoją szansę, mógł być przecież Singapurem. Ale nie on jeden. W środku lat siedemdziesiątych Lee KuanYew wyraził nadzieję, że kiedyś uda się Singapurowi osiągnąć poziom rozwoju Sri Lanki….”
Piątek szóstego
W poniedziałek wróciłem do lektury Antoniego Szrama, którego duch pewnie przywędrował tutaj bez wizy i biletu bo zacząłem sobie roić nasze wspólne spotkanie oraz toutesproportionsgardées dostrzegać podobieństwa charakteru wszystkich nas.
,,Odpowiedź Antoniego na pytanie „po co żyć?” – „z ciekawości!”- Włodku to moje wyznanie wiary od zawsze, od czasu kiedy zostawiwszy swoją piękną i młodą mamę w sklepie ruszyłem w największą podróż swojego wtedy dopiero pięcioletniego życia: Przed siebie!
Nie wiem też czy nie napisałem czegoś podobnego tutaj.
Piątek trzynastego. Urodziny. W samolocie z Szanghaju na Hainan, Sanya
Pewnie będę tutaj częściej zaglądać. Na razie szumi mi ze zmęczenia i ludzi w głowie. Stanę w moim ulubionym Sofitelu z widokiem na morze.
Niedziela 15 września
Śniadanie w hotelu, Bach w uszach skutecznie zagłusza drące się bachory. W Chinach miejscem wyłącznie dla dorosłych jest więzienie. Większość dzieci jest monstrualnie rozpuszczona przez brak rodzeństwa i nadmiar nadopiekuńczych z tego samego powodu bliskich. Przyjmuję to jako dobrodziejstwo inwentarza, bo obsługa i Sofitel po prostu znakomite. Przedłużyłem pobyt do wtorkowego wieczoru. Pogoda piękna, a pracować mogę gdzie bądź.
Czytam biografię Casha przerwaną trzy lata temu w Londynie. Intryguje mnie jego religijność. Wierzył, że są wielkie szanse na to, iż po śmierci będzie się smażyćnawolnym ogniu. Cała ta głęboka choć cokolwiek dziwna amerykańska religijność jest dla mnie oznaką silnego państwa, mocarstwa w swojej krasie. Po lunchu czytam Egipt Kempa, który pokazuje metamorfozę domowych zabobonów w państwowe religie pełną gębą z kapłanami kreślącymi otumanionej gawiedzi granice między sacrum a profanum.
Dzisiaj wstałem przed Świtem i pomaszerowałem zobaczyć Go na plaży.
Kiedy czerwone słońce wynurzało się z morza ja się w nim zanurzałem. Dobry poranek.
Wtorek 17 tego w drodze z Hainanu do Szanghaju
Odpocząłem. Wracam ze spokojem w środku.
Środa pociąg do Haining
Dzisiaj spędziłem w kolejce po kawę Starbucks ponad kwadrans. Ostatni raz, kawy na stacji ci dostatek.
Czwartek za tydzień w samolocie do Amsterdamu
Wstałem dzisiaj wcześnie i z walizkami pojechałem na basen.
Niewiele do dodania w przeciwieństwie do tego co chciałbym ująć.
Wrześniowy poranek sobotą w B.
Potrzeba mi normalności. Spokój tego małego belgijskiego miasteczka jest dla mnie bardziej egzotyczny i obcy niż moja dzielnica w Szanghaju. Wczoraj przeszedłem 15 kilometrów okolicznymi lasami, parkami, chodnikami. Przysiadłem nad prawie mazurskim jeziorem.
Poniedziałek końcem września.
W drodze do Polski.
Piątek po poniedziałku w pociągu do Łodzi. Zaległa korespondencja z Ewą, wygląda na to, że Car niedługo będzie gotów do drogi.
Koniec roku a tu dwadzieścia stron tylko. Albo lepiej to albo gorzyj…
niż by mogło. Chcę Beatę zabezpieczyć finansowo, solidnie na ile mnie stać.
Wróciłem do dzienników Dąbrowskiej, która była wielka i przenikliwa, gdy w połowie pięćdziesiątych zapewniała Stempowskiego z Giedroyciem, że opozycja wyjdzie z szeregu komunistów w kraju i będzie to opozycja że ho, ho!
Piątek na koniec tygodnia.
Poniedziałek 28 października
Nie radzę sobie z dniami wolnymi od pracy. Wyciekają przez palce bez sensu i celu.
Muszę nad tym lepiej popracować. Nie ma we mnie gotowości i pomysłu na sobotni koncert w szanghajskiej filharmonii (zawsze niepewny czy koniki nie przesadzą aby z cenami) lub niedzielny spacer (przecież i tak wiadomo, że nie spotkam po drodze nikogo… )
Pijaństwa w lokalach dla obcokrajowców mnie nie interesują. Mam i tak do wyrobienia swoje pensum na kolacjach z chińskimi towarzyszami.
Wtorek 29 października
W pociągu do Hainingza ciepło się ubrałem a Trump się chwali, że zabił Bahdadiego (jak psa czy szczura…) . Oba powyższe komunikaty są równoważne a właściwie gównoważne.
PermierVucić wybrał się w weekend na wycieczkę po Wojewodinie. Zapytany o wszystko z nienacka rolnik, pożalił się na opóźnienia w subwencjach dodając jednak, że wszystko jest dobrze ,,samo da nebuderata”- tylko żeby nie wybuchła wojna….Każdy ma swoją perspektywę uformowaną doświadczeniem.
Piątek 8 listopada.
B.
Przespałem cały lot z Szanghaju do Amsterdamu. Nowy podróżny kołnierz i bourbon czynią cuda. Czuję się rześko.
Do Belgii przyszły książki z Polski. Boję się podróżować (w moim przypadku żyć) bez książek. Kiedy parę razy wisiała w powietrzu możliwość nazwijmy to ograniczenia swobody moich ruchów to strachem napawała mnie możliwość znalezienia się ,,pod celą” bez lektury. Przygotowałem sobie zestaw ćwieczeń więziennych na tę okoliczność, bardzo zresztą rozbudowany ale co kiedy nie tylko nie daliby złośliwie czegoś do czytania ale zabroniliby jeszcze pisania, które potem można byłoby przeczytać…
Kawiarenka w centrum sennego i małego miasteczka. Świeci ostre słońce, ledwie trzynasta a większość stolików już zajęta. Mimo całej mojej miłości doChin jestem Europejczykiem i muszę od czasu do czasu odtechnąć swoim powietrzem.
Słowo się rzekło, jutro pociągiem do Paryża!
Poniedziałek 11 listopada, poranek w Paryżu. XIV dzielnica.
Jak zawsze zachwycony jestem nowym miejscem. Ludzie czytają książki w kawiarniach, rozmawiają ze sobą w poprzek stolików. Miasto jest piękne jak na filmach a może i bardziej. Dobry weekend.
Byłem w Luwrze na wystawie Da Vinci. Piękne wioski pięknie płoną a piękni ludzie piękne malują obrazy. Jan Chrzciciel na granicy figlarności wynikającej chyba z obcowania z absolutem.
Koniec listopada. Pierwszy jesienny dzień w Szanghaju. Temperatura przez noc z dwudziestu dwóch wczoraj na jedenaście dzisiaj.
Skończyłem czytać Dąbrowską a zacząłem Jacka Kuronia, którego jednak zostawię chyba na podróże, bo to nie tylko lektura ale i przeżycie mocne, dobre, na zawsze. Stąd moja chyba słabość do Adriana Zandberga z partii Razem. To wychowanek Jacka, socjalista.
Wczoraj u J.S Milla przeczytałem moralną pochwałę rozwodu. W liście do przyjaciela pisanym w 1834 roku, zauważa iż małżeństwo jest nieprzewidywalne, losowe a brak możliwości zmiany decyzji dla obydwu stron jest głęboko nie w porządku.
Wieje i pada. Jak najszybciej muszę spieprzać do Sajgonu. Planuję po 10-tym grudnia.
Maria Dąbrowska zawuaża przy okazji protestu pielęgniarek w 1963 roku, że Gomułka nic sobie z tego nie robi, ba! Gdyby było trzeba to bez wahania strzelałby do robotników na ulicach…Ach ta Pani Maria…Swoje dzienniki przerwała 10 dni przed śmiercią. Zamówiłem jej biografię, po której niechybnie przyjdzie pora na lekturę Nocy i Dni.
Początek grudnia. Za oknem ciemno.
Skończyłem Bystrolotowa pod koniec dziwiąc się i bojąc z powodu naszych zbieżności. Dobrze, że mnie to ominęło.
Zacząłem nowego Jacka Kuronia.
W piątek byłem w filharmonii na dobrym koncercie skrzypcowym z J. – gliwickim profesorem z Kanady. Ciekawy człowiek, ciekawe rozmowy. W sobotę kolacja w rosyjskiej z nim, bez ekscesów i nadużywania.
Środa 18 grudnia, Sajgon od soboty
Marniutko przeszedł dziennik w tym roku. Za dużo służbistości, za mało refleksji.
Nic to Baśka…!
Hillary Clinton zoperowała sobie plastycznie twarz. Wygląda karykaturalnie. Jak zawsze.
Czytam Hena i już wiem, że przeczytam wszystko lub prawie to co napisał.
Piątek 20 grudnia w samolocie Hong Kong Moskwa, w dobrej klasie.Przede mną Polacy- syn z ojcem bez klasy.
Wczoraj mimo niepokoju dobry dzień. Zaczął się wcześnie bo przed 4-tą w Sajgonie zakończył przed 22 lekturą Hena w Hong Kongu. Dzisiaj rano wszystko na zdrowo i sportowo: siłownia a potem zimny basen na powietrzu.
Hong Kong pusty, pobity i smutny. Wczoraj na kolacji w nowej-starej knajpie Gordona Ramsay’a na TsimTsaTsuiprzy stoliku obok amerykańscy bankierzy. Grubi, nieładnie i głośno klnący. …Chińscy bankierzy są z reguły szczupli, cisi i dobrze ułożeni. Ich chciwość jest uzasadniona interesem państwa a nie osobistą żądzą zysku. Ciekawym, który model wygra. Jeśli nie będzie wojny to stawiam na Pekin.
Brexit stał się faktem. Teraz czas na formalizowanie nowej unii krajów anglojęzycznych. W obliczu pęcznienia Chin nie widzę powodu dla których nie miałaby powstać silna i sprawna unia Stanów, Kanady, UK, Australii i Nowej Zelandii.
My w Europie znajdziemy się trochę w koziej dupie, ale przynajmniej kulturalnej i bez wojny.
Stewardesy Aeroflotu są jak zawsze miłe i atrakcyjne.
………….
Piszę te słowa już w nowym roku na starym fotelu w Szanghaju. Podróż do Europy była długa i intensywna. Belgrad, Zurych, Warszawa, Łodź,
Przywiozłem do Chin 15 książek, czytam intensywnie niczego sobie nie żałując ani nie dzieląc.
Szanghaj 11 stycznia, sobota.