Piątek, 30 sierpnia.
Szanghaj.
Dziś w taksówce kierowca słuchał mojego ulubionego radia 94.7 FM. Chyba tylko w Chinach taksówkarze słuchają muzyki klasycznej. Stację poznałem dzięki innej taksówce sprzed roku. Zawsze mi brakowało czegoś na dźwięk polskiej Dwójki, King FM z Seattle, BBC 3 – wszystko to mam, ale w komputerze, a to nie to samo.
Poniedziałek, 2 września.
Zapomniałem o tym dzienniku przez weekend. Ostatni weekend tego lata, chociaż tutaj w Szanghaju będzie ono trwać w polskiej rzeczy mierze przynajmniej do końca listopada.
Na szczęście dla mnie skończyła się uciążliwa korespondencja z konsulem na temat polskiej szkoły w SHA. Wyjątkowo brudny klimat, agresywny , byle jaki, polska przaśność w całej swej krasie. Dyplomatyczna Krasula. Gombrowicz narzekał w dziennikach na placówkę w Buenos Aires. Minęło prawie 100 lat i nic się nie zmieniło. Też narzekam. W dziennikach.
Oglądam ,,Korczaka” Wajdy. Dostojewskiego marzenie, które się spełnia z biegiem życia, ale w tak wynaturzonej postaci, że ledwie je poznajemy. I tu Korczak:,, …chciałem pojechać do Chin a Chiny przyjechały do mnie.”-napisane w getcie.
I jeszcze Czerniaków. Niecierpliwie czekam na jego dzienniki z Polski. Nie jestem pewien teraz w jakim języku, jeżeli po polsku to ta edycja z lat 50-tych, jeżeli po angielsku to ta z Belgradu z fotografią esesmanów nad Czerniakowem, ta od H., która usłyszawszy o jidysz zdolnościach mojej babci, przyniosła całą siatkę książek z Talmudem po chorwacku na wierzchu.
Korczak nie przewidział hitlera, hitler nie przewidział Korczaka.
Środa, 4 września.
BBC potwierdziło, to o czym dowiedziałem się pół roku temu w Korei Płn. Około połowa dorosłej populacji(wg. moich źródeł co trzeci mężczyzna) jest uzależniona od narkotyków syntetycznych, których (o tym BBC chyba nie wspomniało) 3-4 fabryki znajdujące się w Korei Płn. zaopatrują kryminalistów z zagranicy. Część produkcji jest jednak wykradana (tam wszyscy kradną wszystko, na każdym etapie, szczeblu) i trafia na ulicę. Jako że ,,Ice ‘’ jest w produkcji nie droższy od proszku do prania, stać nań każdego. Jest lekiem na każdą chorobę i złe samopoczucie.
Sobota, 7 września.
Pogoda za oknem ,,polska”.Coś przedziwnego, powinny być jeszcze upały.
W Hard Talk BBC słuchałem wywiadu z byłym ministrem spraw zagranicznych Francji. Otóż, ten ex-minister wypowiedział się przeciw interwencji- bombardowaniu Syrii, wzbudzając oczywiście dezaprobatę prowadzącego, boć przecie interwencje są ,,cool ex definitione”. Ze strony Francuza padł argument: przynajmniej 700tys.(a wg. innych nawet do 1.5 mln) ludzi zginęło w Iraku już po zakończeniu zwycięskiej interwencji. W Syrii będzie podobnie, za dużo religii, mniejszości i zagranicznych wpływów.
Sobota, 14 września.
Słucham Radio Slovensko. Podróż w czasie. Piosenki prawie te same co 20 lat temu. Wczoraj były moje 46 urodziny, a sonda Voyager przekroczyła granicę układu słonecznego. Wystrzelono ją, kiedy miałem 10 lat.. Za 40 tys.lat ma szansę zbliżyć się do gwiazdy Gliesse 445.
Środa, 18 września.
Wczoraj słuchałem Hard Talk z byłym arcybiskupem Edynburga, który zrezygnował z funkcji, kościoła a nawet wyznania. Chciałem już wykasować ten zapis, gdyż początek był dość nudny (obrona praw gejów w kościele anglikańskim), gdy zaczęło się robić ciekawie. Odszedł do klasztoru w wieku 14 lat, miał niewiarygodne poczucie winy z powodu swojego popędu seksualnego, uważając oczywiście, że ten brud dotyczy tylko jego (szczęściarz mógł wziąć ślub zostawszy kapłanem), próbował nawracać ojca.Wzruszał się w trakcie rozmowy w najdziwniejszych miejscach.
Niewiarygodne, jak dużo energii i czasu religia chrześcijańska poświęca na zaglądanie w majtki. Przesadne, niezdrowe zainteresowanie płciowością. Małżeństwo i prokreacja jako wymówka słabych, którzy nie mogą wytrwać w celibacie. Totalne bzdury.
Od jutra mamy w Chinach Księżycowe Święta.
Sobota, 21 września.
Błędy są jak bakterie niezbędne dla zdrowego życia.
BBC 3 nocna audycja(tutaj poranna), prowadzona przez Jonathana Swaina jest bezkonkurencyjna. ,,Sroka złodziejka” Rossiniego. South China pisze o śledztwie przeciwko Zhou Yongkang, byłemu szefowi bezpieczeństwa. Prawdziwe trzęsienie ziemi. Bo Xilai, którego przyszłość dokładnie przewidziałem, był wspierany przez Zhou.
Lunaparki. Jeden zepsuty tuż za mostem na rzece Yalu, po północnokoreańskiej stronie. Dzieci pchające karuzelę. Drugi w Rangunie w Birmie. Też zepsuty. Reżimy lubią chyba otwierać lunaparki, których dalszym funkcjonowaniem się nie przejmują. Trzeci obok murów warszawskiego getta, ten z wiersza ,,Giordano Bruno” Miłosza, mojego pierwszego w życiu wiersza, przeczytanego przez nauczyciela z liceum, który miał zastępstwo w naszej podstawówce…Wciąż mam w uszach jego przepity i głęboki głos: ,, Kosze oliwek i cytryn na Campo di Fiori’
Czytam ,,Kronos” Gombrowicza. Przyszedł z Polski w jednej paczce z watahą hitlerowskich dzienników i Bułhakowem oraz Edelmanem w roli konwojentów. Zastanawia łatwość z jaką pierdolili się wszyscy ze wszystkimi w przedwojennej Warszawie. Szczególnie mężczyźni nawzajem. Iwaszkiewicz, Szymanowski, Andrzejewski i reszta.
Cukier krzepi, dziennik leczy.
Piątek, 27 września, 3:50 rano.
Czytam biografię Deng Xiaopinga.
Wczoraj miałem kolację z J. i jego przyjacielem z China Railway. Facet nadzorował odkup 10 000 akrów działek pod budowę kolei. Nie miał ani jednego sporu w sądzie, wszyscy zadowoleni, rzadki przypadek.
Nie przystaję już do Polski. Odbarwiłem się przez te wszystkie lata skutecznie. Nawet chodzę inaczej- w Warszawie ludzie jakoś tak dziwnie podskakują trotuarem. Szybko i nerwowo. I ci cienkogłosi mężczyźni, piszczący jak fujarki. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, ale jakaś prawidłowość tu występuje.
Muszę odnaleźć dzienniki Kisiela, stęskniłem się.
Środa, 2 października.
Tydzień świąt chińskich, narodowych. Przerwałem lekturę Denga na rzecz Czerniakowa a zaraz potem Edelmana.
Ogrom zbrodni niemieckich spowodował, że właściwie rozmyślać o nich mamy szansę dopiero teraz. Szok był tak wielki, że rozumowi musiało zabrać 70 lat, aby pojąć co naprawdę się stało. Pokazówka w Norymberdze, dzieła sztuki – to tylko ekspresje, emocjonalizmy nie związane z rozumem. Arendt i reszta zawodowych ,,Holocaustmanów” tez nie pomagali w zrozumieniu.
Dlatego Raul Hilberg jest tak ważny a jego trop do zrozumienia chyba jedyny . Polskie wydanie (najpełniejsze, światowa premiera) późną jesienią. Dokumenty, rachunki, stemple na kwitach przejazdu, zamówienia na zapałki i pastę do butów, rodzaj zupy … Bez tego nie można zrozumieć Zagłady…
Sobota, 5 października.
Poczułem się jak człowiek wchodzący na dworcową poczekalnię z pochyloną uważnie głową:Przepraszam bardzo, czy nie widział ktoś mojego życia?
Niedziela, 6 października.
Za oknem polski listopad, tyle że ciepło.
Wczoraj, dziś w nocy napisałem kilka zdań w rozdziale,, carskim”. Dobrze mi się pisze i myśli, kiedy wstaję o 3,4 nad ranem – dla Edelmana i Czerniakowa, dopiero 7 była godziną nad ranem.
W klasztorze wstawaliśmy o 5:30. Miałem wtedy 14,15 lat. Kiedy przechodziłem obok stołu do ping ponga w drodze do zimnej umywalni z takąż wodą, często myślałem o śmierci, czułem jej obecność tuż za rogiem. To ,,nadranie” zimą ciemne, latem szare, jest chyba moim czasem najlepszym.
Wczoraj w nocy zobaczyłem córkę cara Olgę piękną, silną i mądrą z włosami które jeszcze nie zdążyły odrosnąć po chorobie, kiedy to wszystkie siostry ostrzygły się do gołej skóry. Ładne dziewczęce główki na zdjęciu, uśmiechnięte…
Pisanie i praca. Sport będzie musiał ucierpieć, nie jestem supermanem.
Eustachy Rylski powiedział ostatnio, że nie umie żyć z pisania- znaczy nie wystarczy być wybitnym tak jak on, trzeba mieć jeszcze trochę szczęścia i determinacji, żeby z tego wyżyć. Jedyny polski współczesny, którego czytam.
Poniedziałek, 7 października.
Czytam listy Orwella:,,fordyzm”-ten od fabryki Forda i przeczucie, że wszystko skończy się katastrofą, nie później niż za 10 lat.Pisał to w 1934.
Wtorek, 8 października.
Wczoraj wypiłem do kolacji małą wódkę. Wódka w ograniczonych ilościach krzepi i lepi.
Środa, 9 października.
Od kilku dni widzę coraz wyraźniej kształt powieści. Kończę rozdział ,,carski”. Umieszczę go pomiędzy rozdziałami ze Swierdłowska. Wygląda na to, że teraz powieść i jej bohaterzy (po 150 napisanych stronach) zaczną żyć swoim własnym życiem, pozostaje tylko uważnie im się przypatrywać i opisywać.
Czwartek, 10 października.
W Polsce afera z abp. Michalikiem, poza Polską także. Hierarchowie polscy mają mentalność i poziom intelektu byłych sekretarzy wojewódzkich komitetów PZPR. Większość jest chyba przerażona zmianami wokół, chociaż może przeceniam ich poziom autorefleksji.
W czasach, gdy pedofil jest ulubieńcem mediów i polityków-bo przecież na jego tle złodziej czy polityk wyglądają całkiem przyzwoicie, nie mówiąc już o przeciętnym konsumencie wiadomości, otóż w takich czasach bełkot o współwinie molestowanego i jego rodziców, bo byli się rozwiedli, świadczy albo o chorobie psychicznej albo jest potwierdzeniem mojej wcześniejszej tezy. ,,Tak czy siak ty świńska mordo łbem w gnój…” jak pisał Jaroslav Haśek.
Grube brzuchy mają teraz zmartwienie z nowym papieżem. Jak tu wytłumaczyć limuzyny i pałace, kiedy Franciszek nawołuje do ubóstwa…I sam sobie gotował, będąc arcybiskupem Buenos – i jeszcze mieszkał w kawalerce.
Buenos – Gombrowicz trochę zanudza tymi kwotami, wrzodami i wytryskami. Inwentaryzacja dobytku ziemskiego. Tomasz Mann pisał podobnie o pieniądzach- bardziej jednak o wydatkach a nie przychodach, jak to ma miejsce u Gombrowicza a o przygodach z mężczyznami, tylko raz o ile sobie przypominam.
Aureliusz. Nie wiedziałem, że żył w niespokojnych czasach. Nie jest więc to produkt rustykalnej sielanki, a czegoś zgoła przeciwnego.
Piątek, 11 października.
Wstałem wcześnie, po czwartej. Na King FM 2 koncert Brahmsa. Znużyły mnie ,,pederalia” Gombrowicza. Nadal nie rozumiem, dlaczego nazywał Kronos najważniejszym objaśnieniem siebie. Może takie to były czasy, że inaczej nie było sposób.
Mann pochodził z bogatej rodziny. Warto by zrobić zestawienie dobrze i źle uposażonych pisarzy. Ciekawe, ile znalazłoby się podobieństw.
Wczoraj napisałem jedno zdanie!. Pozostaje jeszcze słowo, litera i kropka. Aha i spacja, dużo spacji…
Środa, 16 października.
Nadal ni to zdrowie, ni to grypa.
Korki samolotowe w uszach pomagają zasnąć, choć niezdrowe na ciśnienie.
Złapałem się na tym, że myślę o włożeniu ich w ciągu dnia (robię to podczas podróży). Widzieć a nie słyszeć, domyślać się i nie być narażonym na przypadkowy hałas.
Jeżdżę ostatnio po Szanghaju z Bachem w uszach (mam go na telefonie, słuchawki są dobre, bo wchodzą w uszy głęboko). Pamiętam sklep muzyczny z Vaci utca w Budapeszcie. Założyłem słuchawki, też z Bachem i stwierdziłem, że nie mogę, nie mam czasu słuchać..Za oknem było zimno, źle i milicja..
Wczoraj dokończyłem dzienniki Gombrowicza.
Czytam listy Kafki. Piękny język, lektura zdecydowanie nieprzedsenna.
Dziennik piszę z większą przyjemnością niż powieść. Przyjemność ta jest wprost proporcjonalna do ułamka, którego liczebnikiem jest dowolność, a mianownikiem(niezmiennym) dyscyplina.
Wczoraj w necie wpadłem na Sanatorium Hasa. Bardzo ładne, nigdy nie widziałem. Bruno Schulz, który współtłumaczył na polski Kafkę i zaprojektował okładkę do Ferdydurke .Tak się to wszystko poplątało na mojej nocnej szafce jak akcja serialu kryminalnego Vera. W budach na ulicy wyszedł właśnie sezon 3.
Czekam jeszcze na sezon 2 House of cards.
Czwartek, 17 października.
Kontynuuję chorobę, biografię Denga, siedzenie w domu i pisanie tego dziennika. Wczoraj był Nenad. Też miewa dwa, trzy razy do roku takie połączenie lekkiej choroby i depresji. Shanghai disease, szanghajka innymi słowy.
Za oknem marnia i chmury. Zaraz zacznę pisać. Nie golę się już któryś dzień z rzędu. Wczoraj oglądałem Pokolenie Wajdy w necie, dobry film. Po wspomnieniach Edelmana Gwardia Ludowa nie bodzie w oczy.
Piątek, 18 paździenika.
Nadal chorym. Wyszedłem dzisiaj na spacer i natrafiłem na nową kawiarnię w okolicy. Europejska, z wygodnymi fotelami, miłą obsługą i można palić. Kawa w normalnej cenie.
Pogoda ziemisto trupia, ale pić mi się nie chce, wiadomo choroba…
Poniedziałek, 21 października.
Wczoraj była bałkańska wieczerza, potem ledwo spałem. Za dużo mięsa, zmieniły mi się przyzwyczajenia.. Bardzo miły wieczór.
Wtorek, 22 października.
Zacząłem czytać książkę o Karskim (Edelman twierdził , że był agentem przedwojennej Dwójki). Trochę mnie przeraził wybuchowo patriotyczny język wstępu i początku, ale czytam dalej. Ciekawe raporty (i ich przeróbki) z terenów okupowanych przez Niemców i Sowietów, szczególnie o stosunku Polaków do ludności żydowskiej, ten oryginalny i prawdziwy, ten drugi lukrowany, głównie dla zachodnich mediów.
Brat Karskiego był komendantem policji, potem więźniem Oświęcimia. Teraz przeczytałem, że popełnił samobójstwo (długo po wojnie, na emigracji w Ameryce).
Piątek, 25 października.
Nenad w trakcie rozmowy powiedział, że on zawsze zapomina, że nie jestem Serbem, że jestem obcokrajowcem, który nauczył się ich języka.
Poniedziałek, 28 października.
Wczoraj szkoła polska, długo się przygotowywałem do lekcji. Dziewczynkom chyba się spodobała historia o Orden de la Hacha, jedynym w historii żeńskim zakonie rycerskim Oprócz tego krucjata dziecięca, lekcyjny pewniak można by rzec. Niestety następna lekcja o rozbiciu dzielnicowym i gospodarce w tamtym czasie, obawiam się, że kobyła nie do przeskoczenia.
15 lat w Szanghaju to nie biografia, ale diagnoza. Pozostało siedem.
Za oknem słonecznie. W środku umiarkowany chłód. Czytam biografię Heydricha, największego sportowca rzeszy. Wysłał biurokratów z SD do nadzorowania Einsatzgruppen. Nic tak nie wzbogaca doświadczenia jak osobiście przeprowadzona egzekucja.
Wtorek, 29 października.
Skończyłem Heydricha i pierwszy tom Denga w tym samym dniu.
Czas został zmieniony, jesteśmy teraz szybsi o 7 godzin od Europy. Lepiej się czuję z taką różnicą. 10 rano tutaj, Belgrad 3 w nocy, BBC2 – 2 w nocy. Spokojniej i bezpieczniej. Przytulniej można by rzec.
Środa, 30 października.
Zacząłem czytać dzienniki Goebbelsa. Brunatny klimat, będę musiał czymś rozrzedzić. Listy Kafki nie spełnią tej roli. Potrzebuję czegoś wesołego i witalnego. Goebbels cenił Dostojewskiego (ideowo).
Większość czołowych nazistów pochodziła z autorytarnych rodzin niemieckich (rys wspólny), do rozczarowania sytuacją kraju dochodziło zawsze rozczarowanie sytuacją własną(bezrobocie, inflacja). Wszyscy oni to rówieśnicy – roczniki 1890-1905 w dużej mierze. Brak starszych autorytetów (zresztą po co autorytet jak się ma hitlera)
Piątek, 1 listopada.
Dziennik Goebbelsa- faktycznie zakochany w Dostojewskim(i Rosjanach). Oprócz tego ,,syndrom ubogiego jebacza” –nie przeszkadzało mu wsparcie finansowe kochanek (mi by przeszkadzało)
Niedziela, 3 listopada.
Dalej czytam Dr.G. Zaczynam lepiej rozumieć fenomen nazistów. hitler zachowuje się wobec G. jak ciepły, dobry facet –ojciec. Wokół same dziwne typy. Austriacki kapral, ex lotnik narkoman, erotoman kuternoga, kurzy bankrut … A wszystko to polane sosem ze wstrętnego Wagnera, jego zięcia Chamberlaina i głupotą Wersalu, a najbardziej Francji, która do dziś nie może pogodzić się z faktem, że Napoleon już dawno nie żyje.
W tle dzienników konflikt Stalina z Trockim, który siebie określa międzynarodowym a swojego wroga narodowym typem.
Poniedziałek, 4 listopada.
Zły dzień. Fatalny, obrzydliwy nastrój. Bezsilność, oczekiwanie (czego?)Najchętniej zasnąłbym w pozycji embrionalnej z poduszką mocno dociśniętą do głowy.
Dr. G podobno dzielił Magdę z szefem. 3 rzesza swingująca.
Wtorek, 5 listopada.
W mediach Adam Michnik po ludzku o Macierewiczu i Kaczyńskim. Nareszcie ktoś przełamał ogólnie panujący zwyczaj pląsania kadryla z maczugą w łapie.
Mój faworyt abp. Przejęzyczenie Michalik pozwany do sądu za swoją wypowiedź o wykorzystywaniu dzieci. Mam nadzieję, że prawnik feministek dobrze przygotował wniosek. Już sam proces, będzie sukcesem i straszakiem dla towarzyszy biskupów, żeby siedzieli cicho jak nie mają nic ciekawego do powiedzenia- od razu przypomina mi się Rydzyk z oskarżeniem o Katyń pod adresem Jacka Kuronia. Wtedy to zabolało, boli zresztą do dzisiaj.
Sobota, 9 listopada.
Im jest się starszym, tym pewne sprawy widzi się lepiej, jaśniej. Nie świadczy to o przesadnej inteligencji obserwatora, ale o skuteczności czasu i powtarzania się samego w sobie.
Poniedziałek, 11 listopada.
Długo spałem. Sny mordercze, na szczęście tylko w roli świadka. Ale i tak za wiele szczegółów. Idę zaraz ćwiczyć, w zdrowym ciele zdrowe ciele.
Na Filipinach tragedia, ponad 10 tysięcy zabitych i 4 miliony bez dachu nad głową. Tajfun Jolanda.
Śniłem się sam sobie. Z zaciekawieniem brałem w dłonie swoją głowę leżącą przede mną na łóżku. I było jak z własnym głosem słyszanym z nagrania, zażenowanie, zdziwienie, że taki brzydki, pokraczny jestem.
Wtorek, 12 listopada.
Powietrze w Szanghaju brudne do granic nowotworu. Amerykanie z konsulatu publikują co godzinę dane w necie. Nowa zabawka, nawyk – sprawdzanie czy można wyjść bez maski.
Piątek, 29 listopada.
Dzisiaj lecę na Filipiny przez Hong Kong (i siebie).
Środa, 4 grudnia.
Cebu. Bieda ogromna tutaj, ale ludzie niezwykle mili i godni. W kościele byłem jedynym białym.
Piątek, 6 grudnia.
Pierwszy tydzień na Filipinach.
Powoli przyzwyczajam się do spokoju po szanghajskiej gonitwie. Tutaj wszystko dzieje się powoli, inne tempo.
Niedziela, 29 grudnia.
Na dość wzburzonym morzu, z wyspy Bohol do Cebu na dwa dni.
Z trudem piszę, statkiem rzuca bardzo. Nenad napisał, że był jakiś atak partyzantów na konwój humanitarny w Ormoc –gdzie byliśmy przed tygodniem. Trzeba dokładniej sprawdzić.
Poniedziałek, 30 grudnia.
Wracam na Bohol. Mieliśmy dwa udane spotkania, jeden z U.N- wyraźne sprawdzanie terenu. Ogólny zapach zły, ale nie mam pewności czy chodzi o korupcję, czy tylko o biurokratyczne wygodnictwo.