Amerykański prezydent zagroził niedawno wysłaniem wojska na południową granicę, aby rozpędzić krucjatę nędzarzy. Jak donosi Washington Post wyręczył go w tym wirus. Cztery dni temu mocą kaduka prawa dzieci oraz azylantów zostały zawieszone a nakaz wydalenia realizuje się teraz w rekordowych dziewięćdziesiąt sześć minut. Średnia ważona dla wszystkich przejść i ofiar.
Tekst wykuty na kamieniu w starożytnym Egipcie dwa tysiące lat przed Chrystusem:
,,Południowa granica, którą ustanowiono.. aby nie pozwolić przejść żadnemu Nubijczykowi udającemu się na północ, czy to pieszo czy na łodzi, ani też bydłu żadnego Nubijczyka. Wyjątek stanowi Nubijczyk, który przybędzie wymieniać towary w Iken albo posłaniec z oficjalną wiadomością” – czarnoskórzy Nubijczycy nadal mogli liczyć na wizy biznesowe i służbowe.
Jeszcze sto lat temu do podróży po świecie wystarczyły pieniądze z wizytówką. Za wprowadzenie paszportów odpowiedzialni byli głównie Amerykanie. Przestraszyli się napływu europejskiej biedoty po zakończeniu pierwszej wojny. Prosty w zarodku dokument w tempie godnym złośliwego nowotworu obrósł wizami, zakazami i biometrią. Niedługo jednak znowu stanie się zbędny. Zastąpi go sztuczna inteligencja, ostatni przyjaciel człowieka. Ona nigdy o nas nie zapomni i rozpozna wszędzie, nawet na granicy.
Sandor Marai w nowojorskim dzienniku z końca lat pięćdziesiątych minionego stulecia opisuje wysiadającą z autobusu damę w sobolach, która upada na chodnik i leży nieprzytomna. Nikt nie podchodzi, wszyscy czekają na policjanta bojąc się szantażu, zarzutu bycia przyczyną wypadku. Dwa lata temu samochód potrącił dziecko na bazarze w południowych Chinach. Przed sklepową kamerą przedefilowało dwudziestu przechodniów, dopiero dwudziesty pierwszy pochylił się nad dzieckiem. Powód był ten sam, co pół wieku temu w Nowym Jorku.
Południowa granica, kamienna granica wiecznie martwa i bez zmian. Taka sama przed Chrystusem, w trakcie oraz po nim.